3/17/2014

The Walking Dead 4x14 || The Grove

Fuuuuu-

źródło: klik
!SPOILERY!

-uuuck O.O Zwracam honor, AMC, masz jaja, masz, odszczekuję wszystko co pisałam wczoraj wieczorem. I czy to nie było najlepsze intro od Bóg raczy wiedzieć jak dawna? Cholernie niepokojące i klimatyczne. Ok, ostatnie fuuuck i po kolei.

Mika strasznie dużo filozofuje jak na dziesięciolatkę. My mom used to say, everything works out the way it supposed to. Czy tylko ja pomyślałam sobie: well, your mom is dead, isn't she? Jestem złym człowiekiem. W świetle obecnych zdarzeń jestem jeszcze gorszym człowiekiem niż zazwyczaj.

Ale jaki dobrobyt w tej grupie panuje, skoro wiecznie dają pistolet tej, która ma problemy z celem. Nie wspominając o tym, że dziecko dają tej, która ma problemy z psychiką. Nie, serio, aż boli ile amunicji się w tym epizodzie zmarnowało. TWD strasznie lubi rozdmuchiwać krótkie potyczki do rozmiarów westernowej strzelaniny. Siedem spalonych zombiaków odgrodzonych dodatkowo siatką. Kiepską, bo kiepską ale hej, zdolności motoryczne zombiaków takoż zbyt dobre nie są. Wracamy do matematyki. Siedem zombiaków. Czterech strzelców. 25+ wystrzałów. ... ... ... No tak. Also, czy ta strzelba nie ma zbyt dużego odrzutu jak na małą dziewczynkę? 

Uwielbiam, kiedy robią ten myk ze wrzucaniem późniejszej sceny do wstępu. A kiedy już się połapie, że to ta scena czeka się tylko na tragedię. Uwielbiam. I sama scena, Lizzie bawiąca się z wyjątkowo strasznym zombiakiem? Początkowo myślałam, że to Mika, ale kiedy już się zorientuje... wow. Dzisiejsza notka będzie pełna urwanych zdań i monosylab.

źródło: klik
I w końcu to jeden z tych odcinków, które przyprawiają o autentyczny dreszcz grozy. A tego w Walking Dead naprawdę mało. I nie traktuję tego jako zarzut, TWD to nie horror. Przynajmniej ja tak tego serialu nie postrzegam, IMO to przede wszystkim drama, cała reszta to jeno wartość dodatnia. Ale Grove przypomniało mi, że twórcy straszyć potrafią i to bardzo dobrze. Ogromny ukłon w stronę Brighton Sharbino, jej rola była fenomenalna. Była świetna w graniu creepy girl, ale paleta emocji, którą zaprezentowała dzisiaj, od przerażenia po histerię... Kolejne wow, jak najbardziej zasłużone. Jeden z najlepszych występów w całej serii.

Dalej, ogromy ukłon dla Melissy McBride, która jest absolutnie cudowna. Wszystkie dzisiejsze interakcje Carol i Tyreesa były tak emocjonalne i świetnie zagrane. Zwłaszcza, kiedy Ty zupełnie nieświadomie wbijał Carol szpilę za szpilą prosto w serce. Cóż, tyle dobrego, że atmosfera się tak jakby oczyściła i Carol nie musi się już bać kolejnego wygnania.

It's ugly, and it's scary, and it changes you - czy tylko mnie ta linijka Carol strasznie przypomina słowa Ricka z drugiego sezonu? 

Carol wspomina Sophię. Carol widzi w Mice słabości Sophii. Carol mówi Lizzie, że ją kocha. Carol zabija Lizzie. Owca idzie szlochać do kącika. I dostałam swój bonding time Lizzie i Miki ;_;

Nieee, TWD, nie rób tak, nie zmieniaj mojego nastawienia do postaci na dwadzieścia minut przed jej śmiercią. Lizzie była dla mnie tą małą psychopatyczną dziewczynką, która z zimną krwią mordowała zwierzątka leśne, nie wzbudzajcie we mnie współczucia na ostatnie parę minut. Damn. Just... damn. Ostatni raz szczęka mi odpadła przy okazji dekapitacji Hershela. I o mój Boże, naprawdę to zrobili O.O A jeszcze parę godzin temu powtarzaliśmy sobie naaah, nie mają jaj. MAJĄ. Przysięgam, że już nigdy nie zwątpię w scenarzystów. Nigdy znaczy do następnego razu kiedy zwątpię. Ale póki co jestem z tego odcinka strasznie zadowolona i nic nie jest w stanie mojej sadystycznej radości przyćmić.

Poważnie, jak na razie najlepszy odcinek tej połowy, emocje na miarę półfinału.

źródło: klik