8/09/2010

Owczym okiem na książkę #1 Robert Cichowlas & Kazimierz Kyrcz Jr - Siedlisko

Fragment grafiki autorstwa Patricka Tanga.

Owca zacznie od tego, że nie ma zaufania ani do polskich autorów, ani do polskich wydawców. No bo jeśli znalazł się ktoś, kto wydał taki twór jak Wojna polsko-ruska, to ów ktoś jest zdolny do wszystkiego (nie wspominając już o kręceniu filmu i ogólnym szumie wokół... czego? Nie mam pojęcia, być może jestem zbyt płytka... Fakt faktem do dziś nie wiem nawet co to miało być...). Jeśli chodzi o Siedlisko, pierwsze wrażenie jest niestety podobne. Co prawda później nieco się poprawia, ale po kolei.


A, no i Owca musi zaznaczyć, że z twórczością Kyrcza już się spotkała, konkretnie ze 'Zmysłami' (napisanymi w duecie z Łukaszem Radeckim), które znalazły się w antologii horroru polskiego Pokój do wynajęcia. I tamto też jej nie zachwyciło. Choć to można by ostatecznie zwalić na karb niedorobienia całego wydawnictwa, bo powiem Wam, że jest wyjątkowo nieudane i na 'odwal się' robione, a część opowiadań ma tyle z horrorem wspólnego, co Owca z astrofizyką. No ale do rzeczy, do rzeczy.

Powieść dołączyła do wąskiego grona książek, o których do samego końca Owca  nie mogła wyrobić sobie konkretnego zdania (co samo w sobie jest minusem). Początkowo irytowało mnie wszystko, od samego stylu, po kreację głównego bohatera. Po dwustu (!) stronach trochę się wciągnęłam. Dobra, spore nadużycie słowa „trochę”. Ale powieść stała się znośna. Bo nawet kiedy zaczyna się jakakolwiek „akcja” (nie przez przypadek wzięta w cudzysłów) wieje nudą. Dość interesująco robi się dopiero po trzystu (!) stronach, co daje nam w sumie 143 strony dobrej prozy. Oszukane 143 strony, tak samo jak cała objętość książki podbijana na siłę przez wydawcę, jakby ładna oprawa miała wynagrodzić braki w fabule. Nota bene nie taka znowu ładna, nie widzę sensu w ozdabianiu całości ilustracjami, które – no przepraszam bardzo – kojarzą się z mhrocznym blogaskiem trzynastolatki... 

O co się w ogóle rozchodzi? Dawid, samotny rodzic dwójki dzieci, aktor serialowy marzący o czymś ambitniejszym. Chcąc stworzyć potomkom jak najlepsze warunki, kupuje piękny dom, rzut kamieniem od jeziora. Nawiedzonego jeziora, jak się później okazuje. Zarówno Dawid, jak i jego bliscy są w niebezpieczeństwie, a żeby uchronić swą rodzinę od coraz to śmielszych zjaw, musi pomóc duszom pochłoniętym przez złe moce. Czy cokolwiek to jest.

Niezbyt oryginalny pomysł, przedstawiony niezbyt ciekawie, do tego wtórny bohater – sceptyczny, przystojny, z mroczą przeszłością. Wiadomo, odgrzewany kotlet nigdy nie smakuje tak samo. Pewnie, ten konkretny kotlet już nieraz był odgrzany, z różnymi skutkami. Widocznie tym razem wyjęty prosto z mikrofalówki i podany na plastikowym talerzyku, więc jakiś taki... gumowy.

Chciałabym powiedzieć, że końcówka rekompensuje te trzysta stron wodolejstwa, ale tak nie jest. Za to może dodatkowo zirytować, bo na koniec autorzy zaserwowali kilka fragmentów, które naprawdę miały potencjał, pokazywały że panowie mają dobre pomysły i stać ich na więcej. Poza tym Owcy wydaje się, że panowie zaliczyli parę wpadek w logice: choćby status materialny rodziców main hero - na początku dowiadujemy się, że facet wychowywał się w biednej, zapuszczonej kamienicy, a za towarzyszy miał szczury. No to niezły slums, co? A tu nagle bah! Rodzice jeżdżą na drogie zagraniczne wycieczki, mieszkają w domku z ogródkiem, et cetera. Haaalo! Panowie! To się nie trzyma kupy! No dużo się mogło zmienić w tak zwanym międzyczasie, nie mówię, że nie. Ale wypadałoby chociaż wspomnieć o tym, nie? No i wyjątkowo nieudana kreacja bachorów: uciszyć takie obietnicą lodów? No błagam, o słodka naiwności... Kilka podobnych potknięć Owca znalazła, ale przyzna się, że uber uważnie nie czytała, więc reszta może jednak wynikać z mojego własnego nieogarnięcia.

Podsumowując: czy książka była zła? No niby nie. Czy była dobra? Na pewno nie. Można przeczytać, ale równie dobrze można poszukać czegoś lepszego. Dużo się nie traci.

Zamiast przekonać się do grozy z polską etykietką, Owca zniechęciła się do niej... po raz wtóry. Zostawiam więc rodzime podwórko i długo pewnie nie wrócę. Chyba że ukaże się coś spod pióra Jakuba Małeckiego. Wtedy rozbiję świnkę-skarbonkę i pognam do księgarni, ale o tym innym razem.

Owca ocenia: 4/10
Grashopper | 2009