Bo w plecach tak mnie łupie, że ani wyprostować się nie idzie, ani zgiąć się nie idzie. I odmawiam opuszczenia mojej nory. I spać nie mogę.
#1# Harry Potter dla dorosłych
Po pierwsze, po co w ogóle robić "wersję dla dorosłych"? Jak, dorosły czytelniku, chcesz się cieszyć opowieścią, jeśli nie cieszą cię cudne ilustracje Mary Grandpré? I jak można sprzedać komuś Harry'ego bez cudownego tekściku Jeśli sądzisz, że w dobie komputerów sztuka czytania zanika... Wydania dla dorosłych ssą. Są brzydkie, nieciekawe, nie przyciągają wzroku, nie pobudzają wyobraźni i przede wszystkim nie mają tego magicznego 'czegoś'.
A jakość papieru jest do dupy.
#2# Dziewiąty sezon Scrubs
Czyli jak dużo to zbyt dużo.
Scrubs było serialem idealnym, z cudownie dobraną obsadą, świetnymi dialogami, była masa śmiechu i trochę łez. Było fajnie i głupkowato, ale nie miałko (Ben? Pacjenci od przeszczepów? Możecie już płakać). Nawet postacie drugo- i trzecioplanowe były genialnie wykreowane i zdobywały sympatię widza w parę sekund. To jeden z tych sitcomów, które z każdym odcinkiem stawały się lepsze. I co najważniejsze, nigdy nie męczyły. JD i Turk to najlepszy bromance w historii seriali. Evah. A takie wyznanie dużo mnie kosztuje, bo szczerze mówiąc, nie jestem jeszcze emocjonalnie gotowa na przyznanie, że istnieje coś lepszego od Chandlera i Joey'ego ;) Ale ostatecznie Chandler i Joey nie śpiewali o kupce i wyrostku.
Końcówka ósmego sezonu była cudowna i lepiej nie można było sobie tego wymyślić.
A potem przyszli producenci i powiedzieli "hej, chodźcie zrobimy jeszcze trochę pieniążków". I wszystko poszło w krzaki. Gdzie cieć? Gdzie Carla? Gdzie 80% starej ekipy? Kiedy za sukces serii odpowiedzialni są gównie ludzie, nie da rady ich zastąpić, choćby nie wiem jak utalentowanymi aktorami. A już tym bardziej tymi niezbyt utalentowanymi, którzy ni cholery nie potrafią wykrzesać z siebie komizmu.
Przyznajmy szczerze - każdy kto widział dziewiąty sezon odetchnął z ulgą kiedy dobrnął do końca. A potem wyrzucił to-to z głowy i udaje, że nie wie o co bangla.
#3# Puk, puk...
Kto tam? Axl.
Knockin' on Heaven's Door to jedna z tych pięknych, ponadczasowych piosenek, które ujmują nie tylko tekstem, ale i prostotą - oto muzyk, który bez żadnych ą i ę potrafi w nieco ponad dwóch minutach zawrzeć całą paletę emocji, ścisnąć za serducho i wywołać małe katharsis. U mnie przynajmniej - puśćcie mi Dylana ze trzy razy i łzy staną mi w oczach. Dorzućcie Unchained Melody i poryczę się jak bóbr :3
A potem nastał Axl. Po apetycie na destrukcję przyszedł apetyt na epickość, ego Axla eksplodowało i wraz z kolegami spłodził między innymi cover Dylana. I umoczył, umoczył potężnie. Bo piękno Knockin'... polegało na prostocie i emocjach. A Gunsom wyszła pięciominutowa epicka ballada, niby ładnie, niby pięknie, ale to już nie to samo. Zbyt dużo się dzieje, zbyt wiele axlowego piania, zbyt dużo. I wszystko, co niosło ze sobą oryginale wykonanie gdzieś się w tej epickości zawieruszyło.
#4# Syf, kiła i mogiła
Znaczy te, studia. Nie wiem czy wiecie, ale nie ma już indeksów. Bo wszystko jest teraz elektroniczne, USOSWeby, szmery, bajery, no niepotrzebne te dodatkowe papierzyska. Problem w tym, że potrzebne. Więc zamiast indeksu jest karta ocen. I nikt nie wie o co bangla, wykładowcy nie wiedzą za co mają właściwie wystawiać ocenę, gdzie mają ją wpisać i do czego są tak właściwie uprawnieni, a do czego nie. A żeby nie było zbyt łatwo, wprowadzono koordynatorów przedmiotów. Znaczy, że jeśli masz studencie pecha i twój wykładowca nie jest akurat koordynatorem, musisz dowiadywać się kto nim jest, co to za człowiek, gdzie bytuje, jak wygląda. A jak już się tego wszystkiego dowiesz, przyjdziesz, wystoisz się dwie godziny pod gabinetem z całym rocznikiem - bo zbyt łatwo było, kiedy oceny wystawiali i podpisywali ludzie, którzy cię uczą - okazuje się na przykład, że siedem osób nie ma wystawionych ocen. I jak akurat jesteś wśród tych siedmiu osób, piszesz do swojej profesorki z pytaniem, a ona na to, że przecież oceny wystawiła absolutnie wszystkim - cholera cię trafia.
Nie wspomnę już, że wysrywanie, za przeproszeniem, tych kart na ławki i parapety to czysta poezja :3
Jak to, mniej cukru?... Halo? Panie producencie? Płatki śniadaniowe je się właśnie dla cukru!
Gdybym akurat unikała cukru, zapewne unikałabym również płatków śniadaniowych. Gdybym chciała zjeść uber-zdrowe śniadanie, nie kupiłabym go w plastikowej torbie.
Dobra, przyznaję, nie jadłam płatków śniadaniowych z nową formułą. Ale "nowe formuły" nigdy nie idą w parze z "lepszym smakiem" i już.