Bo Owca oficjalnie zakończyła wydłużony o półtora tygodnia remont, postawiła na parapecie nową roślinę zwaną Gilbert (bo nowa roślina to jak ostatni stempelek na oficjalnym domknięciu przeprowadzek, remontów i przemeblowań) i czuje, że to odpowiedni moment na spłodzenie średnio lotnej notki. Zresztą przez ostatnie dwa tygodnie sypiania w kuchni zapomniałam czym jest przestrzeń osobista i po jej odzyskaniu aż chce się odpalić internety i zająć w końcu własnymi sprawami. Nawet, jeżeli te sprawy to pisanie postów absolutnie pozbawionych tematu i myśli przewodniej.
Nie, żeby te dwa tygodnie były czasem straconym, bo wiele się w tym czasie nauczyłam. Na przykład żeby absolutnie nigdy nie ufać fachmanom, bez względu na to jak sympatyczni, rozgarnięci i rzetelni by się nie wydawali, bo człowiek zaczyna ufać, robić kawki, herbatki i obiadki i kończy z przebiciami na wszystkich ścianach, gładzią, która bynajmniej nie jest gładka i dziurawym sufitem. I kompletnym brakiem czasu, żeby to wszystko poprawić. I raz jeszcze moja wiara w ludzi została nadszarpnięta. Ja rozumiem jedno przebicie, gdzieś w słabo widocznym miejscu. Ale ogromna o dwa tony jaśniejsza plama dookoła pstryczka od światła? Srsly, fachmanie?
Poza skopanym remontem niewypałem okazały się również wakacje jako takie. Obiecałam sobie, że ponadrabiam trochę zaległości filmowo-książkowych, obiecałam sobie, że przestanę trwonić kasę na książki, póki nie rozprawię się z obecnymi stosami (hyhy), obiecałam sobie również, że zacznę się przygotowywać do kampanii wrześniowej na początku sierpnia, bo zarywanie nocy nie jest fajne. No i teges. Poprzestańmy na tym, że przecież to nie moja wina, że mój mózg najlepiej chłonie wiedzę między północą a piątą rano, szczególnie w chwilach stresu.
Kolejnym tegorocznym niewypałem było podjęcie się drugiego kierunku, co postanowiłam zrobić z właściwą sobie radosną bezmyślnością. Bo mój problem polega na tym, że jestem makabrycznie leniwa i jedynym sposobem na walkę z lenistwem jest po prostu brak czasu na jego uskutecznianie. A że w zeszłym semestrze narzekałam na to, że szkoła i praca mnie wykańczają - w tym dowaliłam sobie kolejną porcję szkoły. Niah niah niah, niech żyje lekkomyślność.