2/24/2014

The Walking Dead 4x11 || Claimed


Błagam, niech ktoś da Michonne piracki kapelusz :D

!SPOILERY!

Tee hee, Michonne i Carl to mój ulubiony brotp Walking Dead :] Oj, Rick i Daryl będą się musieli postarać żeby przebić dzielenie się komiksami i miłość do sera w tubce. Cudne jak w niecałe dwa sezony Michonne przeszła od bycia badassem o kamiennej twarzy do kontemplowania obrazów króliczków (króliczki to kolejny ważny trop w tym sezonie). I cieszę się, że twórcy zamiast uciekać we flashbacki użyli jej historii do budowania relacji z Carlem. I że w tym sezonie Carl dostał prawdziwą osobowość i nie jest już tylko tym wkurzającym dzieciakiem, który plącze się bez celu po uniwersum.

I głosuję za tym, żeby dekoracją kolejnego obozu zajęła się Michonne, najpierw ten piękny kolorowy kot, teraz malowidła psów, kobieta z wyrobionym gustem.

I jak bardzo zmienił się Carl, od wykrzykiwania Carol prosto w twarz, że Sophia jest martwa i po śmierci nic jej nie czeka, do zapewniania Michonne, że jej dziecko jest być może w niebie, razem z Judith. Nie wiem, czy sam Carl w te zapewnienia wierzy. Raczej opanował sztukę wciskania taktownej ściemy. Jakby nie było nauczył się empatii, brawo, są szanse, że nie wyrośnie na Gubernatora.

Sneaky Rick is sneaky. I za to właśnie kocham TWD, tyle napięcia! I Rick dostał w końcu swoją słynną, komiksową kapotkę. I ustal teraz, jaka tam pogoda kiedy jedna postać lata w szortach, a druga w jeansach i kurtce.

I jak to jest, że grupy, w których ogłuszanie własnych ludzi w walce o łóżko to norma zawsze utrzymują się przy życiu najdłużej? Znaczy, pewnie, nic tak nie zwiększa szans na przetrwanie jak skurwysyństwo. Ale, come on, zamknijcie ich na kwadrans w jednym pomieszczeniu i sami się pozabijają.

Tara. Tara zaczęła naprawdę słabo, ale w tym momencie jest świetna. Podoba mi się jej lojalność i determinacja, by pomóc Glennowi. A Glenn nadal jest badassem, który był w stanie jednym ciosem powalić wojskowego, podczas gdy ledwo co utrzymywał się w pionie.

5+ za wprowadzenie nowych postaci. Byłoby 6, gdyby tylko Rosita i Eugene dostali więcej kwestii, a nie stali jak kołki przez większość czasu. Wciąż, lubię ich. Poza Eugenem, gość jest szemrany, "zaufaj mi, jestę inżynierę". I co jest z Walking Dead i nieprzystosowanymi naukowcami? Najpierw Jenner, potem Milton, teraz ten, jakby w oczach scenarzystów kariera naukowa z góry czyniła sierotą, zlitujcie się. Glenn rozwoził pizzę, Hershel doił krowy, a Andrea była prawniczką, też nie byli materiałem idealnym na postapokaliptyczne życie, a jakoś się wyrobili.


Abraham jest świetny i niech się nie zmienia. Naprawdę wierzy, że uratuje świat? Jestem skłonna mu zaufać. Zachowuje się jak rasowy żołnierz, wszystko co mówi aż ocieka autorytetem i ma najbardziej epickie wąsy jakie widziała telewizja od czasów Flandersa. 

Co do Rosity, już się bałam, że do końca odcinka nie dostanie żadnej kwestii -.-" Ale hej, pomogła Tarze odciągnąć Abrahama i jako pierwsza z całej grupy ruszyła za Glennem, proszę, nie zabijajcie jej. I dajcie coś do powiedzenia, bo muszę się upewnić, czy ją lubię, czy zaraz ją odstrzelą i lepiej się nie przywiązywać.

PS Bo Reedus to piękna, cudowna istota ludzka.
PPS Znalazłam Davida! :D