9/07/2010

Owczym okiem na film #4 Zabójczy numer


Są takie filmy, które ogląda się raz, drugi i dwudziesty drugi i za każdym razem sprawia to taką samą przyjemność. Właśnie Zabójczy numer to film, do którego często wraca Owca i choć widziałam go już co najmniej kilkanaście razy - obejrzę go pewnie jeszcze drugie tyle.

Chociaż Owca wie, że powinna zacząć od fabuły, postanowiła zacząć od obsady, bo ta jest szczególnie udana. W postać tytułowego Slevina wciela się Josh Hartnett, którego Owca kojarzy głównie z trzech filmów: Pearl Harbor, Sierpnia i 30 dni nocy. Na tym ostatnim Owca zrobiła słynnego fejspalma, za drugi bierze się od dwóch miesięcy i wziąć się nie może, ale chciałaby się skupić na tym pierwszym, bo to właśnie dzięki niemu, darzy Hartnetta sympatią, wynikającą właściwie bardziej z sentymentu do filmu, niż z samej gry aktorskiej. I łezka jej się w oku kręci, kiedy przypomni sobie, jak siedem, czy osiem lat temu ryczała z mamą na tej scenie. (uwaga! Spoiler! Zakładając oczywiście, że jest wśród nas ktoś, kto jeszcze nie widział Pearl Harbor) Pamiętacie, jak Rafe (Ben Affleck) mówił mu przez łzy you can't die, you can't die... you know why? 'cause you gonna be a father... I cholera, ten affleckowy lament, kiedy Danny w końcu umarł. A potem scena z powiewającą flagą USA i ten moment, kiedy Evelyn (Kate Beckinsale) przychodzi ich powitać, a Rafe wynosi z samolotu trumnę... No drugi film w życiu Owcy, na którym tyle się naryczała. (koniec uwagi) I Owca nadal od czasu do czasu (kiedy akurat leci na polsacie) lubi obejrzeć sobie PH, chociaż do Michaela Baya straciła resztę sympatii po tym, jak wyreżyserował te nędzne Transformersy. W których grał Shia LaBeouf, który kiedyś zagrał małą rolę w Aniołkach Charliego, w których z kolei grała Lucy Liu, czyli nasza Lindsey. Widzicie, jaki ten świat jest mały? Ale serio, wróćmy do Zabójczego numeru.


Poza Hartnettem, możemy zobaczyć również wspomnianą wyżej Lucy Liu, którą Owca również lubi, ale nie wie już za co... może za orientalny typ urody? Poza tym Bruce Willis w swej najlepszej kreacji - sympatycznego mordercy na zlecenie. A w roli gangsterów Morgan Freeman i Ben Kingsley - czyli sami widzicie, że na planie zebrała się śmietanka aktorska. Pojawia się również Stanley Pucci (którego Owca niestety zbyt dobrze nie kojarzy) - wciela się w rolę zawziętego detektywa Brikowskiego, który odegrał w filmie dużo większą rolę, niżby się to mogło wydawać na początku.

Sama fabuła wręcz zachwyca. Wbrew pozorom, nie kręci się wokół gangsterskich porachunków, jak mogłoby się wydawać. Przede wszystkim, jest to film, na którym się myśli, próbuje rozgryźć, o co w tym wszystkim chodzi, zamiast bezmyślnie łykać bez przeżuwania. Intryga snuta jest bardzo starannie, nie kręci się wokół jednego wątku i w pewnym momencie robi się niezłe pomieszanie z poplątaniem, jak pudełko puzzli - widzimy masę elementów, wiemy, że któryś musi pasować do kilku innych, ale trzeba nad tym pogłówkować... aż w końcu wszystkie elementy wskakują na odpowiednie miejsce, a przed sobą mamy cały obrazek. I to nie byle jaki obrazek. Zabójczy numer z całą pewnością nie należy do filmów "na kolanie zrobionych", widać, jak dokładnie przemyślana była cała wizja i jak krok po kroku wyjaśniały się wszystkie wątki. Jeśli mówimy już o tym braku oczywistości, warto również wspomnieć o jednej z końcowych scen. Owca uważa ją za wyjątkowo udaną, ponieważ należy do nie tak znowu dużego grona ujęć, które wzruszają, ale nie są nachalnie dramatyzowane. I za nakręcenie owej sceny Owca bije brawo, bo to wcale nie takie łatwe, zrobić coś łzawego, nie krzycząc przy tym "płaczcie, płaczcie, kurna, PŁACZCIE!". Owca się już naspoilerowała dzisiaj (co z tego, że nie na temat?), więc pozostawia odnalezienie tego fragmentu Waszej własnej inicjatywie. Choć po obejrzeniu, nietrudno się domyślić, o co chodzi.

Mimo całej kryminalnej otoczki, nie należy jednak zapominać, że to również komedia (i po głębszym namyśle, Owca dodałaby też troszkę dramatu). Mocną stroną są dialogi: niebanalne, wywołujące uśmiech, a nawet sam śmiech.No po prostu, genialne są i tyle.

Sama fabuła: Slevin ma złą passę. Stracił pracę, dom, mieszkanie, a kiedy tylko zawitał do Nowego Jorku, gdzie miał odwiedzić swojego przyjaciela, Nicka Fishera, został okradziony. Nie zastał też Nicka, a jego kłopoty. Wzięty za kogoś innego, zostaje wplątany w gangsterskie porachunki... ale pamiętajcie, że to co z pozoru oczywiste, wcale takie być nie musi.

Na koniec Owca doda, że znów spodobał jej się klimat i muzyka, co jest kolejnym dużym plusem. Jednym z wielu. I Owcy nie pozostaje nic innego, jak polecić Wam Zabójczy numer, bo to film przegenialny. I zrobiła sobie na niego taką chrapkę... że leci go oglądać po raz... sama już nie wie, który...

Owca ocenia: 10/10
Lucky Number Slevin | Scenariusz: Jason Smilovic | Reżyseria: Paul McGuigan | 2006