Pierwsze co rzuciło się Owcy w oczy po wzięciu książki do ręki, to tekst na okładce: Martwi nie czują, ale czekają. I pomyślała sobie – chwytliwe hasło. Sztampowe, proste, w sam raz, bo przyznam, że jeśli o horror idzie, to lubię go w tej najbardziej oklepanej i sztampowej wersji, a ostatnimi czasy, to wszystko jest zdecydowanie zbyt przekombinowane (chyba że o Jakuba Małeckiego idzie, ten pan może kombinować ile wlezie). Szkoda tylko, że nie przeczytała z tyłu jego końcówki: Na kobietę, której piorun usmażył mózg. Bo wtedy Owca dwa razy zastanowiłaby się, przed zakupem. Niestety czas gonił i stało się. Na szczęście książka była tylko dodatkiem w ramach promocji „3 w cenie 2”, więc Owca się przynajmniej nie wykosztowała. Ale do rzeczy.
Czytać Owca zaczęła po swojemu, czyli od tyłu... Tak samo było z Beckettem, Ewanem, Rice, Nekroskopem i najpewniej z wieloma innymi pozycjami, o których do dziś nie wiem, że były częścią serii... Ale o ile w tamtych przypadkach zgrzytnęłam nieco zębami, to przy tej lekturze nie zrobiło mi to nawet najmniejszej różnicy, choćby dlatego, że autorka wyznaje znienawidzoną przeze mnie zasadę wałkowania historii głównej bohaterki w każdym tomie. A jeśli przy tomach już jesteśmy, to powinno się również oberwać wydawnictwu za brak informacji na okładce. Ale mniejsza.
Sama fabuła: Harper, wraz ze swoim przyrodnim bratem Tolliverem, prowadzi dość nietypowy interes – są „obwoźnymi” poszukiwaczami ciał. Gwoli ścisłości Harper jest, Tolliver zajmuje się częścią teoretyczną. Już sam wątek podróżującego rodzeństwa dość mocno kojarzy się z Nie z tego świata, przynajmniej Owcy wydało się to bardzo podobne do wyżej wspomnianego serialu. Nic to, bo filmidło było zacne i poza wtórnością nie byłoby to znowu taką wielką wadą. Tyle że jak się wali, to po całości – autorka zaszlachtowała akcję tak, czy siak. (...) z okolic cmentarnego horroru, wkraczamy w zaklęte rewiry rasowego kryminału – twierdzi okładka. I Owca z niecierpliwością czekała na pojawienie się choćby elementów grozy, czy skrawka intrygi. Nie doczekała się, niestety. Nawet kiedy pani Harris starała się wprowadzić troszkę horroru, kończyło się to fiaskiem (dlaczego, do tego dojdziemy w swoim czasie). A sam wątek zbrodni? Od początku do końca było cholernie przewidywalne. A przecież mogło być ciekawie, gdyby tylko coś zaplątać, podpuścić czytelnika, podrzucić mu kilka fałszywych tropów... no dobra, były takie. Ale nawet średnio rozgarnięty ratlerek mógłby się sprawdzić w roli ogara. No i co dostaliśmy? Uber spłaszczenie psychologiczne i ukręcenie głowy jedynemu wątkowi, który miał potencjał.
Kolejna rzecz, która praktycznie rzuca się w oczy, jak jeleń pod maskę – klimat, a raczej jego kompletny brak. Całość czyta się monotonnie, prawie że jak raport służb kontroli jakości w supermarketach. Lub też jak szkolne wypracowanie. Tak, tak, właśnie dlatego nawet wprowadzenie elementów charakterystycznych dla horroru okazało się bezcelowe. Bo horror – ba, każda powieść – nie tylko z poprawnie gramatycznych zdań się składa. I tu niestety pani Harris poległa.
Podsumowując: leciutka fantastyka z wątkiem kryminalnym, w sam raz dla dwunastolatków – być może one będą musiały poświęcić chwilę na rozkminę. Nota bene, dopiero teraz zorientowałam się, że ta sama autorka spłodziła cykl Sookie Stackhouse, czyli kolejne czytadła szargające dobre imię wampirów, powstałe zapewne na tłajlajtowej fali i przez to straciłam resztki sympatii do tej pani... Komu Owca może polecić? Sama nie wie, chyba nikomu. Bo nawet na czaso-zapychacza się to nie nadaje – te powinno czytać się z przyjemnością...
Owca ocenia: 2/10
Grave Surprise | Fabryka Słów | 2009
Grave Surprise | Fabryka Słów | 2009