9/25/2010

Owczym okiem na książkę #10 Michael Weaver - Impuls

Owcy zachciało się dobrego thrillera, a że nic takiego pod ręką nie miała, ruszyła na poszukiwania. W końcu po godzinie średnio owocnego buszowania po księgarniach wpadł mi w ręce Impuls. W sumie od początku miałam co do niego mieszane odczucia. Z jednej strony, coś co mnie irytuje najbardziej: brak streszczenia na okładce. Nie lubię kupować kota w worku. Jednak z drugiej opis brzmiał co najmniej zachęcająco: (...)klasyczny psycho-thriller trzyma w napięciu do ostatniej strony, prowokując do refleksji na temat mrocznych zakamarków ludzkiej natury. Brzmi ciekawie, prawda? Dodatkową atrakcją (chociaż to już sprawa mocno subiektywna) jest aura tajemnicy wokół autora, a podejrzenia padają na S. Kinga – jak dla kogo, na mnie wrażenia to nie zrobiło (a notabene po skończeniu lektury nie czuję w tym jakoś ręki Mistrza, chociaż mogę się mylić).

No nic, biorąc pod uwagę permanentną nudę i wybitnie niską cenę promocyjną zainwestowałam w pana Weavera i czekałam na zapowiadane fajerwerki. Nie doczekałam się. Pomysł był jak najbardziej udany, warsztat bez zarzutu, miało to wszystko potencjał... i na tym stanęło. Potencjał został rozjechany, tak samo jak napięcie i atmosfera. Mimo to bez większych problemów dobrnęłam do punktu zwrotnego. Miało być napięcie, tymczasem dopiero wtedy zaczęło się prawdziwe memłanie. A cały problem tkwił w tym, że każde następne posunięcie postaci było boleśnie przewidywalne. Od pierwszej strony. W miejscu, w którym powinnam czytać z zapartym tchem, ziewałam i sprawdzałam ile jeszcze do końca. Zdecydowanie nie o to chodziło. Dodajmy przerysowane postacie – założę się, że gdyby ktoś zrobił przekrój poprzeczny przeciętnego thrillera wszystkie bez problemu mogłyby wskoczyć do swojej szufladki. A szkoda.

Kolejny minus – ten, który zabolał mnie chyba najbardziej – to pominięcie co ciekawszych wątków i zbycie ich w kilku słowach. Ot, było minęło, wracajmy do sedna. O co się rozchodzi? Znany dziennikarz, Paul Garret, oraz jego żona, zostają napadnięci we własnym domu. Paulowi udaje się przeżyć, tymczasem morderca coraz bardziej się nakręca. Paul postanawia wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę, lub przynajmniej ukarać system, który jest odpowiedzialny za resocjalizację więźniów.

Podsumowując: mogę jedynie zapytać, po co stawiać sobie poprzeczkę, której nie zamierza się przeskoczyć. Zapowiadanego napięcia nie było, o refleksjach już nie wspominając – nie ma na nie miejsca, skoro autor wyłożył wszystko łopatologicznie...

3/10
Impulse | EM | 1993/1994