9/20/2010

Owczym okiem na książkę #9 Szatański pierwiosnek,

Zacząć należy chyba od tego, że Smith nie jest autorem z najwyższej półki, a po jego powieści na pewno nie powinni sięgać ci, którzy szukają nowatorstwa i zapuszczania się w dziewicze tereny grozy. I od razu dodam, że nie jest to zarzut. Sięgając po powieści tego pana powinno się raczej oczekiwać przyzwoitej dawki grozy w „tradycyjnym” wydaniu. Także mamy duchy, wąpierze i inne strzygi. W tym wypadku mamy akurat duchy i to nie byle jakie – spotykamy gestapowca i jego ofiary, skazane na wieczne przeżywanie własnej śmierci. A ta nie należała do szybkich i łatwych.

(...) W ICH rękach umiera się po tysiąckroć, za każdym razem gorzej, okrutniej. Zwykła ludzka śmierć wydaje się niczym przy ciągle powtarzających się egzekucjach (...) Choć umarłeś wczoraj, umrzesz dzisiaj i będziesz umierać tak w nieskończoność, nigdy nie będąc ani w świecie żywych, ani martwych (...)
Sama treść: Al Pennant zajmuje się obrotem nieruchomościami. Pewnego dnia wchodzi w posiadanie starego domostwa w Szwajcarii. Przeprowadza się tam wraz z żoną i synem, choć ci od początku nie są z tego zadowoleni. Po serii niefortunnych zdarzeń wracają do Stanów, a dom – zgodnie z początkowymi zamierzeniami Ala – jedzie razem z nimi.
Patrząc na całokształt twórczości, można spokojnie stwierdzić, że Smithowi udało się przeskoczyć obie przeszkody, na których poległ Herbert: styl ma wyjątkowo równy, a postacie bardzo różnorodne. Jak wspomniałam we wstępie, sięgając po powieść Smitha można spodziewać się konkretnego poziomu i raczej się nie zawiedziemy. Nie ogranicza się też do jednego typu głównego bohatera. Mężczyźni, kobiety, dzieci – wszystkich przedstawia z taką samą wiarygodnością. Z tym, że w Szatańskim pierwiosnku mamy małą niekonsekwencje w budowie tychże: (Uwaga! Spoiler!) Tod Pennant, przedstawiany jako dziecko wyjątkowo bystre i wrażliwe – daje się podejść zjawom w wyjątkowo kretyński sposób. Rusty Parlane, ni to bystry, ni to wrażliwy, nie wyróżniający się zupełnie niczym, idealnie przeciętny. Tak, to właśnie on rozwiązał zagadkę wciąż powracających duchów. (koniec uwagi)
Jeszcze coś, co mnie irytowało podczas czytania (nie wiem, czy z winy autora, czy wydawnictwa): brak słynnych trzech gwiazdek (* * *). Przez to dość łatwo można było się pogubić w akcji, bo przeskok następował w jednym akapicie.
No i znowu nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić, zarówno Szatański pierwiosnek, jak i resztę książek spod pióra pana Smitha.

7/10
Satan's Snowdrop | Phantom Press | 1980/1991