4/06/2011

Owczym okiem na muzykę #3 Green Day - Awesome as fuck

Oj naczekała się Owca na tę płytę, naczekała. Najpierw na premierę, później na paczkę. Bo tak się składa, że w końcu szczęście się do Owcy uśmiechnęło - nieco ironicznie, ale kto by się przejmował - i Owca koncertówkę zgarnęła w konkursiwie. Ironiczny uśmiech szczęścia to już całkiem oddzielna historia zawierająca spodnie spuszczone do kostek i złą akustykę, ale nie czas na gaworzenie. Przejdźmy do rzeczy.

W sumie Green Day na żywo to stuprocentowy pewniak.Wiele można im zarzucić - i Bóg raczy wiedzieć, ile razy dziennie Owca to robi w formie niezbyt błyskotliwych dowcipów - ale na scenie radzą sobie jak nikt inny, nieważne czy to dziś, czy dwadzieścia lat temu, kiedy namiętnie paradowali przed publiką w sukienkach. Dziś preferują raczej stylowe dodatki: boa z piór i czerwoną bieliznę noszoną na modłę legendarnych majtek Super Mana. Niestety, na Awsome... tych gagów zabrakło, ponieważ zabrakło King for a day. W ogóle zabrakło humoru typowego dla występów GD. Podobnie sprawa ma się z kontaktem, zarówno w zespole, jak i z publiką. Tu najpewniej zawinił montaż, rodem z MTV. Zresztą przy okazji ostatniego koncertowego wydawnictwa zespołu (Bullet in a Bible z 2005 roku) Sam Bayer ustawił poprzeczkę bardzo wysoko i niestety, tym razem nie udało się tej poprzeczki nawet dosięgnąć. O ile do Bullet... Owca lubi co jakiś czas wrócić, o tyle Awsome... było dobre na raz. Zresztą nawet podczas tego razu co jakiś czas wzorek na skarpetkach okazał się ciekawszy...

Ale jakby nie było, z drugiej strony mamy naprawdę dobry zestaw piosenek, w tym kawałki z 1,039 Smoothed Out Slappy Hours (1991) i genialny cover My Generation The Who. Pomijając wstęp (sama piosenka po prostu nie trafia do Owcy, ot wsio) całość to jedna wielka bomba energetyczna, a chłopaki nadal grają z tym samym entuzjazmem co zawsze.

W zestawie mamy CD + DVD zapakowane zgrabnie w jedno pudełko, toteż Owca nie musiała znowu piłować kratki w półce na płyty. I dobrze, bo wierzcie mi, że chociaż spiłowanie plastyku pilnikiem do paznokci nie jest niemożliwe, to jest cholernie irytujące. Podobnie jak wydawanie płyt w kartonowych digipcakach, które uwielbiają się niszczyć po kilku miesiącach od samego leżenia. Także tutaj plus. Zawartość CD różni się od setlisty koncertowej - to kompilacja nagrań z całej trasy promującej ostatni album zespołu, 21st Century Breakdown. Tu również nie brakuje hitów, tych nowszych oraz starszych. Owcy brakuje co prawda My Generation w wersji audio, dostała za to Going to Pasalacqua i She więc jak powiedziała kiedyś pewna profesorka: i dobrze jest!

Podsumowując: Owca poleca. Dużo pozytywnej energii. Przyda się na końcówkę roku i bieganie za szanownym profesorstwem. 
Owcza ocena: 7/10