Początkowo Owca chciała napisać coś niecoś o filmie. Pozrzędzić, powytykać paluchem, wyśmiać i wyszydzić, jak to Owca...
Ostatecznie jednak zrezygnowała z tego pomysłu na rzecz innego, nieco ambitniejszego (co nie znaczy, że ambitnego), otwierającego furtkę do zrzędzenia na więcej tematów naraz. A w tym na etos blogaskowy. Do tej pory nie zastanawiałam się, skąd u aŁtoreczek ta jednomyślność co do niektórych kwestii. A nawet jeśli, wniosek nasuwał się jeden: z dupy. Także lepiej nie wnikać. Ale ostatnio miałam wątpliwą przyjemność zapoznania się z jedną z nowszych produkcji Disney Chanel i przy tym ekranizacji powieści Meg Cabot, Liceum Avalon. Przyznaję bez bicia, jeszcze parę lat temu lubiłam książki Cabot, między innymi dlatego, że każda bohaterka, która wychodziła spod jej pióra była sympatyczną dziewczyną z krwi i kości, z którą łatwo było się utożsamić. Dlatego też Owca z żalem patrzyła, jak Cabot kolaboruje z Meyer i rozjeżdża ostatni Pamiętnik księżniczki. A może nawet nie tylko ostatni. Cóż, trudno. W każdym razie nie było tam ohydnej marysójkowej maniery. Inaczej ma się sprawa z płcią przeciwną, ale hej, w końcu to książki dla nastolatek ;)
Ostatecznie jednak zrezygnowała z tego pomysłu na rzecz innego, nieco ambitniejszego (co nie znaczy, że ambitnego), otwierającego furtkę do zrzędzenia na więcej tematów naraz. A w tym na etos blogaskowy. Do tej pory nie zastanawiałam się, skąd u aŁtoreczek ta jednomyślność co do niektórych kwestii. A nawet jeśli, wniosek nasuwał się jeden: z dupy. Także lepiej nie wnikać. Ale ostatnio miałam wątpliwą przyjemność zapoznania się z jedną z nowszych produkcji Disney Chanel i przy tym ekranizacji powieści Meg Cabot, Liceum Avalon. Przyznaję bez bicia, jeszcze parę lat temu lubiłam książki Cabot, między innymi dlatego, że każda bohaterka, która wychodziła spod jej pióra była sympatyczną dziewczyną z krwi i kości, z którą łatwo było się utożsamić. Dlatego też Owca z żalem patrzyła, jak Cabot kolaboruje z Meyer i rozjeżdża ostatni Pamiętnik księżniczki. A może nawet nie tylko ostatni. Cóż, trudno. W każdym razie nie było tam ohydnej marysójkowej maniery. Inaczej ma się sprawa z płcią przeciwną, ale hej, w końcu to książki dla nastolatek ;)
Właśnie przez tę nieszczęsną sympatię do Cabot Owca postanowiła w ogóle obejrzeć film. I teraz już wie, skąd aŁtoreczki czerpią pomysły, bo tak się składa, że produkcja Disneya (który zapewne przewraca się w grobie) realizuje wszystkie punkty z aŁtoreczkowej listy must-to-do. Lecim.
#1 Oryginalna bohaterka nie jest najzajebistszą jednostką w okolicy? Napraw to! Typowa kujonka - tak mówi o sobie Ellie. Ale wiadomo, że typowe kujonki nie są fajne, a nasza main hero musi być fajna. Ale nic nie szkodzi, można to łatwo naprawić. Wystarczy inwersja głównej bohaterski z dziewczyną naczelnego przystojniaka. To powinno załatwić sprawę. Odfajkowane? To lecim dalej.
#2 Czytanie książek też nie jest fajne. Posiadanie jakichkolwiek zasobów intelektualnych w ogóle nie jest fajne. Pamiętaj. Posiadając tę wiedzę możesz spokojnie przystąpić do kreowania postaci na ignoranckiego buca beztroską osóbkę, której nie sposób nie polubić.
#3 Twoja boChaterka spełnia oba warunki wypunktowane powyżej i nadal nie jest wystarczająco dżezi, cool i trendi? Stwórz dla niej odpowiednie tło. Każdy, nawet średnio rozgarnięty fotograf wie, że wystarczy odrobinka kontrastu, żeby lekko żółte wydało się białe. Zasada ta przekłada się na naszą tfu!rczość. By uwypuklić zajebistość Marysójki wystarczy ustawić ją na tle frajera. Że nie ma go w książce? Co z tego? Ale nie zapominajmy obdarzyć zaprzyjaźnionej szarej myszki/kujona/frajera (niepotrzebne skreślić) jakąś pozytywną cechą, która ostatecznie dowiedzie, że main hero jest jednostką o nieprzeciętnej intuicji, bezbłędnie dobiera przyjaciół i - rzecz jasna - ma serducho ze złota, bo czyż to nie rozkoszne, że pochyla się nad złaknionym miłości i akceptacji wyrzutkiem? Przynosi to oczywiście podwójne korzyści - nie dość, że boChaterka dostaje pakiet pozytywnych cech, tworzy się również wyraźny kontrast między nią a resztą gawiedzi niezdolnej do dostrzeżenia wybitnej osobowości.
#4 Skoro zatroszczyliśmy się już o Marysójkę, możemy przejść do kreacji bohaterów drugo- i trzecioplanowych. Kolejno:
- Marysójka i otoczenie Marysójki;
- Urodziwy Młodzian (UM) i otoczenie Urodziwego Młodziana;
- Postacie Niezbędne i Bezużyteczne (dalej nazywane PNiB), czyli rodzina i szkoła.
Bo wiadomo, w życiu nastolatki rodzina i szkoła nie grają zbyt dużej roli, w zasadzie mogłoby ich nie być. Skoro w punktach 1-3 omówiliśmy pierwszą grupę, możemy przejść do Urodziwego Młodziana i jego świty. Urodziwy Młodzian jaki jest, każdy widzi. Ważniejsze jest otoczenie. W otoczeniu nie może zabraknąć partnerki, ewentualnie pretendentki na partnerkę, bo wiadomo, co to za radość zdobyć singla. Kogoś przebić trzeba. Tu jak w punkcie 1. - wspomniana inwersja powinna załatwić sprawę. Ale wiecie co byłoby naprawdę super? Gdyby tak wbić UMowi nóż w plecy. Nie, zaraz... Nóż w plecach postaci drugoplanowej?... Nah, to nie może zadziałać. Ale po kolei, póki co wystarczy nam czarny charakter z jego otoczenia.
#5 Tu pojawia się kolejna kłoda na drodze ku doskonałości. Czarny charakter jest przystojny? Nie, nie, nie wydaje mi się. To paradoks. Przystojni faceci zawsze stoją po właściwej stronie, czasem tylko muszą cierpieć dla sprawy i udawać tego złego, być podwójnym, potrójnym, a nawet poczwórnym agentem. Ostatecznie zły, przystojny facet okazuje się dobry, bo jest przystojny. Że oryginalny charakter jest psycholem? Jaki oryginalny charakter? Ty chyba nie czytasz uważnie...
#6 Jeżeli uwolniliśmy już przystojnego złego od ciężaru bycia złym, kto będzie tym złym?... Tu sięgamy do PNiB. Możemy zwalić winę na rodzica, chyba że jest martwy, skretyniały, lub oba naraz. Chyba że nie chcemy kalać drzewa genealogicznego main hero. Wtedy możemy sięgnąć po przyczynę całego zła na tym świecie - szkołę. Przy okazji rozwiązuje się problem noża w plecach - możemy go wbić boChaterce przy pomocy zaufanego nauczyciela. Co z tego że oryginalnie był postacią pozytywną, skorą do pomocy? Przecież to nauczyciel.
#7 Wypełniłeś/łaś wszystkie punkty, a twoja boChaterka nadal nie ma tego czegoś? Co robić? Nic prostszego: powierz jej wszystkie zadania przypisane reszcie postaci, od odkrycia Tajemniczej Przepowiedni zaczynając, a na Uratowaniu Świata Przed Złem i Ciemnością kończąc. Marysójka ZAWSZE ma do wypełnienia najważniejszą misję. ZAWSZE. Nieważne ile praw logiki, zdrowego rozsądku i dobrego smaku temu przeczy. Pamiętaj, im bardziej fabuła odbiega od wersji książkowej, tym lepiej. Dowodzi to o twojej niezależności artystycznej i drzemiących w tobie pokładach wyobraźni.
Jeśli opanujesz wszystkie powyższe zasady masz szanse zaistnieć w blogsferze a kto wie, może i w świecie szołbizu? Zatem książka do kosza, klawiatura w dłoń i proces tfu!rczy czas zacząć! Indżoj!