6/08/2012

Owczym okiem na film #18 Zombieland

I co tu dużo mówić? Po prostu fajna komedia. Z fajną obsadą, fajną i prostą jak cep fabułą, przewidywalnym zakończeniem i wszystkim, czego po takiej produkcji można się spodziewać. Dobry zombiak nie jest zły i tyle w tym temacie. Z tym, że kiepsko by wyglądał ten post, gdyby zaczynał się i kończył w tym samym akapicie, więc Owca postara się ten jeden nieszczęsny akapit zawrzeć w kilku.


Historię poznajemy z perspektywy Columbusa, to on jest naszym narratorem i przybliża nam całą historię: jak doszło do zombie-apokalipsy i jak udało mu się przetrwać dzięki stosowaniu się do licznych zasad i klapie od kibla. Jesse'ego Eisenberga, który wcielił się w tę rolę nie kojarzę kompletnie (nie, nie widziałam Social Network, nie nie planuje widzieć w najbliższym czasie, ani w ogóle żadnym czasie), ale to jeden z tych facetów, którzy natychmiast wzbudzają sympatię widza. Potrafi rozśmieszyć samym swoim sposobem bycia i nie musi się silić na sztuczny komizm. Podobnie sytuacja ma się z Tallahassee (Woody Harrelson) - nieważne ile skurwysyństwa da mu scenarzysta, gość po prostu wywołuje uśmiech na twarzy za każdym razem, kiedy pojawia się na ekranie w swoich kowbojskich butach i kapeluszu. Zresztą jak się okazuje, nie jest wcale nieczułym zabijaką, za jakiego początkowo go bierzemy, ale o tym za chwilę. Do składu dochodzą Wichita i Little Rock (Emma Stone, Abigail Breslin) - zawodowe oszustki i kanciary, które dymają Columbusa i Tallahassee przy pierwszej nadarzającej się okazji. Do tego mamy gościnny występ Billa Murraya - choć na ekranie zabawił jakieś pięć minut, dołożył swoją cegiełkę i jeszcze bardziej ubarwił całą produkcję.

Mamy humor sytuacyjny, mamy humor postaci, mamy humor słowny. Wszystko. Mamy nawet fortepian spadający na zombiaka. Poza tym bez względu na to, jak stary i ograny chwyt by to nie był, nokaut żywego trupa przy pomocy drzwi samochodowych nigdy nie straci uroku. Przy okazji sceny, w której pierwszy raz spotykamy Wichitę i Little Rock zdawało się, że i tym razem nie obejdzie się bez małego dramatu: oto bohaterowie stają przed dylematem moralnym, skrócić męki cierpiącego człowieka czy oszczędzić życie i mieć nadzieję, że da się uciec przed nieuniknionym. Ostatecznie jednak przed żadnym wyborem nikt nie staje i żadne tam etyczno-moralne pierdoły nie grają żadnej roli. Bohaterowie - najpierw oddzielnie, potem razem - bezrefleksyjne prą do przodu, skupieni na tym, by przetrwać, a przy tym trochę się zabawić.

Nie jest oczywiście tak, że cały film jest bezmyślną mieszanką gagów i zombiaków. Twórcy pokazują, jak to brak zaufania do drugiego człowieka może niekorzystnie wpłynąć na jego życie, jak to mimo wszystkich za i przeciw zawsze warto wybrać rodzinę - czy też w tym przypadku, jak by to powiedział Sid głosem Pazury, nawet najbardziej pogięte stado - niż samotność i mierzenie się z problemami w pojedynkę. Że nie należy oceniać ludzi nim się ich dobrze nie pozna, że pozory mylą. I te pe, i te de. Trudno to jednak nazwać jakimś szczególnie głębokim przesłaniem. No i dobrze, bo nie od tego są komedie. Szczególnie te o zombiakach.
Same zombiaki niewiele różnią się od utartego schematu - żywy trup jak każdy inny, z tą różnicą, że po śmierci czy ugryzieniu nie traci na szybkości i z powodzeniem może gonić ofiarę.

No i najlepsza część czyli rozpierdziel zombiaków w lunaparku. Dobry rozpierdziel nie jest zły, a facet ze spluwami, w kowbojskim kapeluszu i kurtce z wężowej skóry, koszący trupy z budki z troskliwymi misiami to zawsze dobry sposób na rozerwanie się w piątkowe popołudnie.

A ponieważ siedem akapitów to w pewnych przypadkach o sześć za dużo kończę już ten nieco kulawy wpis i polecam Zombieland. Fajne, lekkie i przyjemne. I o to chodzi. Na przyszły rok planowana jest część druga. Historia została ładnie dopięta w jedynce, więc wydaje się to zupełnie zbędnym skokiem na kasę, ale mam nadzieję, że twórcy podołają. Nie czekam z wytęsknieniem, ale kiedy pojawi się w polskich kinach na pewno nie przegapię.

Podsumowując: jak twój gatunek przetrwał, w dłonie klaszcz.

Owca ocenia: 8/10
Scenariusz: Rhett Reese, Paul Wernick | Reżyseria: Ruben Fleischer | 2009