7/08/2012

Owczym okiem na książkę #27 Christopher Moore - Love Story (1) - Krwiopijcy

Jody ma dwadzieścia sześć lat, pracę, której nie znosi i faceta, którego w zasadzie nie znosi jeszcze bardziej. Wiedzie całkiem przeciętne życie. Do czasu. Pewnej feralnej nocy zostaje zamieniona w wampira. Dlaczego? Przez kogo? W jakim celu? Tego nie wie. Tommy ma lat dziewiętnaście. I już. Miał samochód, ale ten nie wytrzymał wyprawy do San Fransisco, gdzie Tommy przybył, by stać się przymierającym głodem pisarzem z krwi i kości. Pracuje też na nocną zmianę, poza tym desperacko poszukuje dziewczyny i mieszkania. To czyni go idealnym materiałem na partnera Jody, która równie desperacko poszukuje faceta, a przy okazji pomocnika. Po przypadkowym spotkaniu para ląduje pod jednym dachem. Choć znajomość zawiązała się z przyczyn czysto praktycznych, po dość krótkim czasie między naszymi bohaterami rodzi się głębsze uczucie. Niestety, sielanka nie trwa długo - w San Fransisco dochodzi do tajemniczych morderstw, a wszystko wskazuje na to, że ktokolwiek zaserwował Jody los wampira - ma wobec niej pewne plany.

Całą historię poznajemy z czterech punktów widzenia: Jody, Tommy'ego, Cesarza San Fransisco, a mniej więcej w połowie dochodzi nam perspektywa Cavuto i Rivery z wydziału zabójstw. Choć główną osią jest tu właściwie relacja głównych bohaterów, dochodzą wątki poboczne, jak choćby śledztwo w sprawie morderstw czy Zwierzaki z supermarketu. Dość rozbudowana fabuła, lekki, humorystyczny styl i świetnie wykreowane postacie sprawiają, że Krwiopijcy praktycznie czytają się sami. Historia nie wymaga większego zaangażowania na żadnym froncie, przy tym jednak nie pozostaje całkiem obojętna, co daje nam powieść idealną w swojej kategorii.

Fajna, lekka, śmieszna - tak najprościej można by scharakteryzować powieść Moore'a (w zasadzie każdą). Gdyby pogrupować książki jak w spisie kontaktów, pisanina tego pana znalazłaby się w jednym worku z kumplami od piwa. Zarówno pod względem prezentowanego humoru jak i funkcjonalności. Jacy kuple od piwa są - wiadomo. Spotyka się z nimi raz na jakiś czas, jeno dla relaksu i niczego więcej, a choć dyskusje toczą się na tematy wszelakie - od Tuska, przez Cichopek, po Mickiewicza ;) - to wkładu intelektualnego w tym niewiele. Pan Moore serwuje nam żary niezbyt lotne i raczej niewybredne. Tym, co wzdrygają się na widok wszetecznicy już podziękujemy. Nie, humor nie bazuje w stu procentach na bezmyślnym rzucaniu mięchem. Ale też nikt od mięcha nie stroni... dosłownie i w przenośni. Owca spotkała się z opinią, że humor jest tu wręcz wulgarny. I za cholerę się z tym nie zgadza. Być może momentami o wulgarność zahacza, może i chwilami robi się niesmacznie - patrz: wątek patologa-nekrofila - ale wszelakie ubarwiacze językowe dozowane są z umiarem i nikt nie powinien czuć się urażony. Zresztą tego typu proza aż prosi się o stylizację i kolokwializmy i gdyby całą historię zaserwować w pięknym, poprawnym języku literackim - straciłaby cały urok.

Na co warto zwrócić uwagę, to sam wizerunek wampira. Co prawda Moore nie zagłębiał się zbytnio w anatomię i można by znaleźć kilka luk w logice, ale nie o to chodzi. Trudno od, jakby nie było, fantasty oczekiwać precyzji na kaliber s-f. Za to duży plus i order z ziemniaka za wiarygodne skonstruowanie warstwy psychologicznej. Nie obyło się bez wpadek, przykładowo scena, w której Tommy dowiaduje się, że jego nowa dziewczyna jest wampirem do udanych z całą pewnością nie należy. Cały fragment to tak naprawdę jeden wielki, pozbawiony opisów dialog. Nie spodziewałam się niczego szczególnego, ale dobrze byłoby poświęcić choćby dwa akapity na jakąś bardziej wyrazistą reakcję naszego main hero. W tym momencie nieco zwątpiłam. Kiedy ostatnio miałam do czynienia z wampirami i humorem w jednym - długo nie mogłam wyjść z podziwu, że ktoś jest w stanie wydać tak miałki i bezpłciowy gniot. I znów, nie oczekiwałam żadnego ambitnego filozofowania - ale kilka drobnych refleksji naprawdę by nie zaszkodziło. Tutaj Moore miło mnie zaskoczył, bo bardzo zgrabnie udało mu się poruszyć kwestię rozterek moralnych Jody, nie wpadając przy tym w poważne czy choćby ponure tony. Nie ma w tym temacie nic oryginalnego - jest o utracie człowieczeństwa, jest o samotności w tłumie i braku zrozumienia, nawet ze strony najbliższej osoby. Niby tylko parę akapitów, a dzięki nim bohaterowie od razu nabierają nieco głębi, są żywsi, bardziej wyraziści, nie jak w przypadku powieści Basztowej, gdzie chłopcy parli bezmyślnie do przodu, wzbudzając w czytelniku wyłącznie irytację.

Krwiopijców czytałam już jakiś czas temu także najbezpieczniej będzie zakończyć w tym miejscu. Polecam książkę, polecam serię i polecam autora. Jak stoi wyżej, w swojej kategorii powieść jest idealna. Zapewnia zdrową dawkę bezsensownej przemocy i agresji, humoru rodem z amerykańskich komedii +16... i czego chcieć więcej od fajnego czytadła? Moore pisze po prostu fajnie - i to jest najbardziej akuratne określenie.

Owca ocenia: 8/10
Bloodsucking Fiends: A Love Story | MAG | 1995/2008