I właśnie dlatego kręcenie sequelu kultowego filmu to zUo. Bo nawet kiedy produkcja wychodzi całkiem przyzwoita... cóż, trudno oczekiwać owacji na stojąco, kiedy po "genialnym" serwuje się "całkiem przyzwoitą".
Nie żeby film był kompletną katastrofą. Świetnie raz jeszcze zobaczyć Flanery'ego i Reedusa w roli braci MacManus, bo są to postacie genialnie wykreowane i po prostu sympatyczne. Świetnie ogląda się też Billy'ego Connolly'ego, który tym razem na ekranie pojawia się znacznie częściej. Miło spotkać trzech fajtłapowatych gliniarzy z bostońskiej policji i Profesora... ale bez względu na to, jak miło, sympatycznie i pluszowo by nie było - nie warto. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że cała a sequelowa farsa była zwykłym skokiem na kasę.
Wróćmy do obsady. Przede wszystkim brakuje Willema Dafoe wcielającego się w postać agenta Smeckera. W miejsce ekscentrycznego geniusza dostajemy... cóż, bardzo marny substytut, agentkę specjalną Eunice Bloom. Kto zacz, Julie Benz, nie mam pojęcia. Jeśli wierzyć ocenom na serwisach filmowych nie brak jej talentu. Dlaczego zatem, zamiast zdolności Julie wykorzystać, Duffy wrzucił ją na plan w charakterze ozdoby? Benz, za przeproszeniem, gra dupą. Każdą kwestię wypowiada z manierą rodem z planu porno i może nie było by to aż tak irytujące, gdyby choć trzy słowa wypowiedziała nieco innym tonem. Miał być Smecker w żeńskim wydaniu, tymczasem w trakcie seansu z trudem powstrzymywałam się od przewijania każdej sceny z udziałem Eunice, z żalem patrząc na żałosną próbę podrobienia Dafoe.
Całość znów ma świetnie zbudowany, zakręcony klimat, Duffy używa dokładnie tego samego schematu: "właściwa" akcja przeplatana z retrospekcjami uzupełniającymi dziury fabularne. Całości dopełnia fajnie sklejony soundtrack. A jednak czegoś zabrakło. W 1999 Duffy poruszył trudny temat i skłonił do refleksji, nie przytłaczając przy tym widza. Tym razem nakręcił ciekawą sensację. Ni mniej, ni więcej. Nie jest to słaba produkcja, dostarcza rozrywki, dużo się dzieje, a poza małym wyjątkiem gra aktorska utrzymuje się na wysokim poziomie. Ale poza tym - Dzień Wszystkich Świętych nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych tego typu filmów. Trudno nie postrzegać sequelu przez pryzmat pierwszej części i trudno nie poczuć rozczarowania.
Podsumowując? Święci z Bostonu zmuszali do myślenia. Dzień... myślenie wyłącza. Jeśli szukacie porządnej dawki akcji i rozrywki - możecie śmiało oglądać. Tyle w temacie.
Owca ocenia: 5/10
TBS II: All Saints Day | Scenariusz i reżyseria: Troy Duffy | USA | 2009
TBS II: All Saints Day | Scenariusz i reżyseria: Troy Duffy | USA | 2009
A na koniec kawałek z soundtracku. Bo fajny. Indżoj.