11/26/2012

Owczym okiem na film #28 Silent Hill: Apokalipsa 3D


Apokalipsa 3D w rzeczy samej. Nie jestem tylko pewna, czy o takiej apokalipsie myśleli twórcy, zabierając się za kręcenie kolejnej adaptacji Silent Hill.

W zasadzie mogłabym zacząć słowami: a nie mówiłam? Ano mówiłam. I nikt mi już nie wmówi, że moja niechęć do formatu 3D jest nieuzasadniona. Bo oto po raz kolejny, miast porządnej produkcji z porządną fabułą i grą aktorską na poziomie otrzymujemy film o efektach specjalnych, pod efekty specjalne skonstruowany i w zasadzie z efektów specjalnych złożony.

Zakładam, że pan Bassett uznał oddanie klimatu oryginalnej serii za priorytet. I okej, można powiedzieć, że od strony wizualnej się udało. Szkoda tylko, że pan Bassett zapomniał, że tak naprawdę istotą Silent Hill nie było straszenie przy pomocy tego czy innego potworka, a stworzenie poczucia zagrożenia i niepokoju, dotarcie do gracza - tu: widza - na poziomie psychologicznym, nie wizualnym. A jak wywołać w widzu niepokój, kiedy warstwa psychologiczna skonstruowana jest na modłę pantofelka?

Zamiast solidnie sklejonej fabuły otrzymujemy ciąg scen połączonych w jakąś tam całość. Szczerze mówiąc, momentami miałam wrażenie, że nie oglądam filmu, a zwykły gameplay. Wszystko opierało się na schemacie gry komputerowej: idź do punktu A, zdobądź fant #1, skieruj się do punktu B, po odnalezieniu fanta #2 scal go z fantem #1 i użyj do pokonania przeszkody, sru tu tu tu.

Motywy kierujące Heather były raczej jasne, żeby nie powiedzieć łopatologiczne. Przynajmniej do momentu powrotu do Silent Hill. Potem nasza protagonistka pałętała się w tę i nazad po uniwersum, idąc za wskazówkami innych postaci, niekoniecznie godnych zaufania. Ale czemu by nie, w końcu tak stoi w scenariuszu.

Gra aktorska. No właśnie. Malcolm McDowell jest stuknięty, Carrie-Anne Moss jest zła, Sean Bean się zmaga i cierpi a Adelaide Clemens - dla mnie całkiem nowa twarz - plącze się pod nogami. Tyle w tej kwestii. To się obsada nagrała. Pojawia się także postać Vincenta, który wnosi do akcji... w sumie nie wiem, co wnosi do akcji. Usiłuje przekonać widza, że ogląda jednak film fabularny, z pomniejszymi wątkami, innymi od A -> B? W tej roli debiutujący na dużym ekranie Kit Harington, znany dotychczas z serialowej adaptacji Gry o tron.

No i co? Nico. Słabiutki film. Zdarzają się fajne momenty - Piramidogłowy przechadzający się korytarzami szpitala, napięcie rośnie, sypią się palce... ale co z tego? Gdyby odsunąć na bok pojedyncze sceny, dzięki którym seans był jako tako do przebrnięcia, co nam zostaje? Miałki obrazek, nijak mający się do serii, czy choćby produkcji Gansa z 2006 roku. Nie polecam.

Owca ocenia: 4/10
Scenariusz i reżyseria: Michael J. Bassett | USA | 2012

PS I miała się Owca zawieszać, i nie ma Owca czasu, i brak Owcy polotu, a narzekać gdzieś trzeba. Jak żyć, panie dzieju, jak żyć? ^^
PPS I tak sobie Owca przypomniała inną "wielką" produkcję, dorównującą nowemu Silent... pod względem wyrazistych kreacji, złożonej fabuły i genialnych efektów specjalnych ;]