3/17/2013

Elvis & Anabelle (#36)


Nie przepadam za wyciskaczami łez, a romanse z serii "piękna i wyrzutek" rezerwuję raczej dla komedii młodzieżowych, które z powodzeniem mogą sobie na utartych schematach bazować. Z drugiej strony wierzę, że w każdy, nawet najbardziej banalny pomysł można tchnąć nieco życia i pokazać w nowym świetle, co też Will Geiger uczynił.

Elvis & Anabelle to dość specyficzna rzecz: ni to smutna, ni wesoła, z pewnością nie oryginalna, ale też nie kompletnie oklepana, trochę gorzko-słodka. I to chyba jej największy atut, takie balansowanie między skrajnościami. Geiger od samego początku intryguje widza, wplatając do znanej wszystkim historii zupełnie nowe elementy. Większość zwrotów akcji da się co prawda łatwo przewidzieć, ale znika poczucie wtórności - za to duży plus.

Mam za to mały problem z obsadą. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Blake Lively zaszufladkowała się w roli nieco zagubionej, ale zawsze radosnej dziewczyny z sąsiedztwa. Niby nic, zacna kreacja. Ale jej bohaterki można "rozgryźć" po pierwszych dwóch czy trzech scenach. Z kolei Max Minghella jest dla mnie zupełnie nową twarzą. Nadaje się do roli posępnego, zamkniętego w sobie wyrzutka, to na pewno. Nieco gorzej wypadł w lżejszych scenach. Ale pomijając to wszystko - jest między aktorami jakaś chemia, przenieśli to na ekran i wszelkie niedostatki dali radę jakoś zatrzeć. Pojawia się również Joe Mantegna, w roli zniedołężniałego ojca Elvisa. Cudna rola, ujmuje od pierwszego wejrzenia i nie sposób się nie uśmiechnąć podczas ujęć gry w golfa. I, o mój Boże (uwaga, spoiler!) Owca zryczała się za wszystkie czasy na ostatnich scenach z jego udziałem. Szczerze mówiąc, ryczałam bardziej nad Charlie'em, niż tytułowymi bohaterami. Hmm (koniec uwagi).

Gdybym miała streścić w paru słowach o czym jest, powiedziałabym, że o samotności i drugich szansach. Tyczy się to zarówno Elvisa, który cały czas poświęca niedomagającemu ojcu i podtrzymywaniu rodzinnego interesu, jak i Anabelle, która jest typową "samotną w tłumie". Oboje musieli dorosnąć zbyt szybko, oboje czują się wyalienowani. No właśnie, a propos zbyt szybkiego dorastania - coś zgrzyta w postaci Anabelle. Pierwsze sceny sugerują, że coś jest zdecydowanie nie tak w jej relacjach z ojczymem. Potem wątek zdycha, ot tak, i niewiele z tej pierwszej sceny wynika. Tak samo z jej matką, która początkowo, mimo małego fiu-bździu zdaje się jednak myśleć przede wszystkim o córce i o tym, by dać jej szansę, której sama nie miała. Ale znów, postać poprowadzona jest niekonsekwentnie i z troskliwej, choć szalonej matki Geneva (Mary Steenburgen) zmienia się w sępa żerującego na chwilowej popularności Anabelle.

Kolejna świetna sprawa, mamy motyw śmierci przekręcony o 180 stopni. Coś, co zazwyczaj oznacza ostateczny koniec jest w tym wypadku początkiem, elementem, który połączył naszych głównych bohaterów. Po drugie, symbolika otwartego okna - że niby druga szansa. W tym miejscu nieco zwątpiłam, w obu przypadkach to wszystko było zbyt naciągane. Ale też cały film ma trochę nierealny klimat.

Zakończenie... zakończenie trochę mnie zaskoczyło, na początku rozczarowało, ale po dłuższym namyśle dochodzę do wniosku, że tylko taki finał miał sens. Te okna i w ogóle... Całości dopełnia świetnie sklejony soundtrack. Polecam, naprawdę polecam. Raczej przyjemne, ciepłe kino z cięższymi momentami, daje do myślenia i zostaje w głowie na dłuższą chwilę.

- I told them (...) she just took off in our old cadillac. 
- What cadillac?
- The one parked alongside the hills.
- Dad, we don't have a cadillac.
- Well, they don't know that.

Owca ocenia: 8.5/10
Scenariusz i reżyseria: Will Geiger | USA | 2007

PS Nie oglądajcie trailerów na YT, to jeden wielki major spoiler, w dwie minuty zdradza 3/4 akcji i zakończenie O.Ó
PPS Nie wiem czy wiecie, ale przeczytaliście właśnie setny post. Owca miała zamiar z tej okazji świętować, ale nie bardzo wiedziała jak, więc wrzuci po prostu gifa, którego zawsze chciała wrzucić, ale nigdy nie miała okazji: