6/28/2013

Co było pierwsze, wampir czy jajko?

Wszystko, co da się zilustrować townsendowym Lestatem jest dobre.

Temat wykluł się w owczej głowie przy okazji świetnego wpisu u Ani. Ania pytała między innymi, czy oglądanie True Blood i Vampire Diaries jeno dla pięknych oczu Alexa Skarsgarda (i kto tam się jeszcze plącze po planie) nie jest aby czasem uprzedmiotowieniem facetów? Cóż, pewnie w jakimś tam stopniu jest, choć Owca mówiłaby w tym kontekście raczej o postaci, niż samych aktorach. Natomiast nieco inne pytanie narodziło się w owczej głowie: czy w takich przypadkach można się w ogóle bez tego uprzedmiotowienia obyć? No nie bardzo. Ale od początku.

Czego potrzebujemy do stworzenia historii, mniejsza o jakość i formę? Pomysłu, rzecz jasna, na main hero i fabułę. Tyle, że Wen to podła bestia i jedno niekoniecznie idzie w parze z drugim. Wen podeśle pomysł na bohatera, siedem stron charakterystyki, szkic z każdego profilu i dialogi na następne dziesięć rozdziałów, kawalkadę postaci drugo- i trzecioplanowych, z którymi nasz bohater będzie wchodził w zarysowane już interakcje. Więc otwieramy Worda i... dupa. Od czego by tu zacząć? Alex był smukłym blondynem o przenikliwym, błękitnym spojrzeniu...* Nah, tak się nie robi. Delete, delete, delete. Gdzie fabuła?

MAIN HERO > FABUŁA

**Okej, mamy naszego main hero. Main hero będzie ładny i wysoki, będzie miał śliczne oczka, będzie się tak fajnie uśmiechał półgębkiem iii będzie miał kły :3

Bohater z wariantu pierwszego, tak zwany bohater tumblrowski, służy głównie do fangirlowania. Cierpi majestatycznie, podkłada innym postaciom świnie, wiecznie knuje coś po kątach i całkiem możliwe, że sprzeda cię za paczkę fajek. Ofkoz to wszystko z dobroci serca, wszak aŁtorkom i scenarzystom bliskie są poglądy starożytnych Greków: jak zły, jak dobry, przecież ładny. Po prostu ktoś go skrzywdził. Albo w ogóle nikt nie kochał. Albo kochał, ale porzucił. Albo umarł w tragicznych okolicznościach (wbrew pozorom paleta tragikomicznych rozwiązań fabularnych jest dość ograniczona). Tragedia (dosłownie - przystojny mężczyzna w paranormal romance i pochodnych cierpieć musi i nie ma, że boli, ma boleć) naszego main hero pozostawiła w ruinie i teraz trzeba go mocno, mocno przytulić.

Ponadto bohaterowie tumblrowscy to często jedni z najlepszych aktorów w obsadzie, ewentualnie najciekawsi bohaterowie historii, którzy mają okazję pograć. Co za tym idzie, dysponują najbogatszą mimiką i najlepiej nadają się na gify.

Ale świata przedstawionego, panie tego, tu nie uświadczysz. Dobra, być może True Blood średnio się na przykład nadaje, bo jakaś tam linia fabularna poza frontem Bill-Sookie-Erick niby istnieje. Ale biorąc pod uwagę ile potencjału się tu marnuje (southern gothic, anyone?) - Owca tych wątków nie uznaje. Ale to, dlaczego True Blood jest jednym z najfajniejszych i jednocześnie najbardziej frustrujących guilty pleasure, to już temat na inną notkę.

Alex też nie ogarnia, ale jest wdzięcznym materiałem na gifa.

MAIN HERO < FABUŁA

To może inaczej. Olśniło nas. Oczyma wyobraźni widzimy nasz świat, bogaty w szczegóły, dopracowany pod każdym względem. Wymyślamy sobie zasady jego funkcjonowania, wtapiamy w nasze uniwersum, albo wymyślamy własne. Nawet jest jakiś tam pomysł na historię, którą chcemy w tym epickim świecie osadzić. Coś fajnego, lekkiego, z humorem, ale też z rodzącym się uczuciem, wielką, równie epicką aferą i serią sporów rodzinno-romantycznych. I żeby akcja była. I karabin maszynowy, bo bez karabinu nie będzie już tak fajnie. Więc mamy karabin, wampiry i wielką aferę miłosną, fajerwerki, szmery-bajery. Tylko gdzie nasz main hero?

Chodzi o to, że wampiry istnieją, organizują się w coś na kształt mafii, Wlad Palownik mieszka w zamczysku w innym wymiarze (co wogle nie kojarzy się z Nekroskopem) i boryka się z jakimiś zadawnionymi rozterkami sercowymi i konfliktami rodzinnymi. No jest to jakiś pomysł, ten Dracula, te romanse. Dzieje się, tyle, że dzieje się to wszystko gdzieś poza naszym bohaterem. Bo z jakiegoś powodu głównym bohaterem tej jakże epickiej opowieści Ksenia Basztowa postanowiła uczynić... nie wiadomo kogo. Pozbawionego osobowości i zdolności do refleksji typa, który swą obecność lubi podkreślać absolutnym brakiem udziału w zdarzeniach i słabym żartem. Ba-dum-tsss.

Przez cały czas nie do końca wiadomo, jaka jest rola głównego bohatera. To znaczy, Owca jest sobie w stanie wyobrazić, co tą rolą miało być. Otóż postać do bólu przeciętna miała być pomostem między światem fantastycznym a czytelnikiem. Miała być kimś, z kim możemy się utożsamić, tym elementem łączącym nas z całą historią. Problem w tym, że, parafrazując Kazię Szczukę: ty, bohaterze, jesteś najsłabszym ogniwem. Jesteśmy raczeni jakimiś zupełnie przypadkowymi wątkami o małych pieskach i nowych znajomościach Andrzeja, ale ja się pytam, co mię to? Andrzej nie był częścią tej historii, swoją obecnością zaskoczył chyba nawet autorkę, która nie bardzo wiedziała, co z tym fantem począć. Wujek Jackson klaszcze z uznaniem, tymczasem my wylądowaliśmy z opowieścią o wampirach, w której wampiry grały rolę siódmoplanową i main hero, który nie był ani main, ani hero.

MAIN HERO = FABUŁA
Widzicie, stąd te trzy poprzednie gify, żeby zrekompensować sobie Toma Cruise'a.
Okej, lista przewin Anne Rice jest długa i soczysta. Na nazbyt kwiecisty język, powracający od czasu do czasu przerost formy nad treścią i marysuizację bohaterów można by długo narzekać (choć przyznam, że Lestat jest moim ulubionym Marysójem i kocham go miłością szczerą i dozgonną). Potrafi uśpić nawet najwierniejszego fana (memnochową historię stworzenia czytałam co piąty akapit). Miesza ponoć fakty historyczne, ale tego Owca już nie jest w stanie stwierdzić i zostawia pod weryfikację kogoś kompetentnego. Ale bez względu na wszystkie te urocze przywary, Rice trzeba przyznać jedno - bohaterowie i otaczający ich świat dopieszczone są pod każdym względem.

Pamiętam, że serię zaczęłam z Merrick i książką byłam oczarowana. Zachwycające opisy Nowego Orleanu [w tym miejscu Owca popadła z kumpelką w rozkminę, czy opis może być sensualny? Odpowiedzi przysyłajcie na kartkach pocztowych] nie tylko dodawały historii uroku. Nowy Orlean pełni u Rice rolę równie ważną, co same postacie. Nowy Orlean to w ogóle strasznie wdzięczne miejsce do osadzenia historii o wampirach. Wyobraźcie to sobie, parno i duszno, intensyfikacja zapachów, bagna, dzika natura koegzystująca ze zgnilizną. Uczta dla zmysłów. Przy giętkim piórze Rice przyroda stała się nieoficjalnym bohaterem Kronik. Obok Lestata - moim ulubionym. Tak to się robi na Południu.

PS Owca wraca (well duh), bardziej wymordowana niż wypoczęta, ale za to z garścią średnio świeżych, ale miejmy nadzieję, porządnie zrealizowanych pomysłów, nowiutkim... niezbyt... szablonem i zbyt długimi, zapętlonymi zdaniami. Także. Owca oficjalnie mówi: aloha!
PPS Na blogu trochę się pozmieniało, między innymi system komentowania i czcionka. Ta druga nie należy do standardowych czcionek bloggera i disqus odmawia współpracy. Jeśli znacie na to radę - Owca będzie wdzięczna. Jeśli nie, co robić, zostanie taki lekki dysonans estetyczny. 
 *Alex Skarsgard stał się właśnie oficjalnym modelem poglądowym :3
** nie, Erick nie jest main hero. Ale jest jedyną postacią pierwszoplanową, która nie jest mdła lub tragicznie głupia.