6/30/2013

Is this what you call living?, czyli owcze ględzenie postkoncertowe

źródło: klik || www.greenday-illustrated.tumblr.com
Kto z nas, będąc jeszcze niezdolnym do samodzielnego podróżowania dzieckiem, nie marzył o koncercie swojego ulubionego zespołu i nie wyobrażał sobie stania w pierwszym rzędzie, wśród innych fanów, którzy tak jak my cieszą się wspaniale spędzonym czasem? Kto z nas nie oglądał koncertów obsesyjnie nagrywanych na kasetach video (rec, rec, przerwa się skończyła, REC!) i nie odtwarzał ich potem z przyjaciółmi do zdarcia taśmy (ha, widzisz jak równo wycięta przerwa reklamowa?), ciesząc się z obejrzanego show, ale wiedząc, że, kurcze, to jeszcze nie to? Że prawdziwe emocje czekają dopiero na płycie, pod sceną, z bandą innych zapaleńców, wśród skandującego tłumu emanującego zajebistością? Damn, żebyśmy wtedy wiedzieli, czego tak wyczekujemy.

Owca ma do koncertów stosunek ambiwalentny, bo towarzystwo koncertowe dzieli się w znakomitej części na dwie grupy, które Owca bez zastanowienia wystrzelałaby przy pierwszej nadarzającej się okazji. Zawsze, kurna zawsze, trafi się co najmniej jeden furiat, który za punkt honoru postawił sobie wbicie łokcia, kolana i głowy w żebra i nerki wszystkich stojących wokół. Absolutnie zawsze znajdzie się artysta, który przez cały dzień zachowuje się naprawdę w porządku tylko po to, by na sam koniec strzelić fangę w nos sąsiadowi i przejść po głowach sąsiadów do pierwszego rzędu, z kamerą w łapie, ofkoz - bo generalnie na koncerty chodzi się tylko po to, żeby je nagrać. A to tylko czubek góry lodowej.

Okej, teraz będzie ta część, w której Owca brzmi jak straszny buc.

Kto puszcza nastolatka na festiwal z muzyką rockową? Pytam serio, bo nie wiem, czy bardziej irytuje mnie bezczelne gówniarstwo gotowe wydrapać oczy za piórko, czy osoby, które to gówniarstwo wypuściły w świat. Drodzy nieodpowiedzialni rodzice: wiem, że nazwa Jelonek brzmi niewinnie, ale to nie to samo, co noc kabaretów z Ani Mru Mru. I chociaż wasze dzieci irytują mnie na potęgę, robi mi się słabo kiedy widzę drobniutką nastolatkę, kurczowo trzymającą się barierki i tylko czekać, aż ktoś jej tę rękę złamie albo wyrządzi inną krzywdę. Naprawdę sądzicie, że regularne obrywanie glanami po łbie to rozrywka w sam raz dla szesnastolatki?

Kolejny punkt owczej bucenady: glany.

Pytam na poważnie: jeśli nie planujecie bawić się w kotle pod sceną, na cholerę zakładacie glany? Nie mówcie, że dla ochrony, to głupi argument. Chodzę w trampkach, przez większość line-upu bawię się pod sceną i wciąż mam obie stopy z kompletem palców. Bardziej obawiam się o utratę życia lub zdrowia, kiedy surfujecie po tłumie, majtając nogami i sukcesywnie ogłuszacie wszystkich, którzy nie zdążą lub nie mają siły żeby was złapać, nie zdążą się uchylić lub nie mają - Bogu dzięki za was panowie - wokół siebie paru wysokich facetów, którzy starają się jakoś crowdsurferów ściągać z innych. Zresztą kilku wysokich i pełnych dobrych chęci facetów niewiele zdziała, kiedy surfuje zwalisty facet w harleyach. W tym miejscu Owca pozwoli sobie przy okazji wręczyć gwiazdkę za starania organizatorom Lemon: impreza plenerowa i pięciu ochroniarzy pod samą sceną:
Owca zdecydowanie nie jest fanką ścisku, Owcy nie kręci noszenie koszulki przesiąkniętej potem nieznajomych, Owca średnio lubi smarkanie na czarno przez kolejne parę godzin, obrywanie po łbie też znajduje się raczej nisko na liście rzeczy, które uważam za przyjemne (tym bardziej oberwanie glanem po łbie i w efekcie kolizji na trasie nos-metalowa barierka - dziękuję ślicznie anonimowy wiejski głupku i niekompetentny ochroniarzu!). Ale mimo wszystko Owca się po tych koncertach szlaja. Bo energii płynącej ze sceny nic nie zastąpi, tak samo jak pozytywnych wibracji, jakie może zapewnić tylko artysta, który kocha być na scenie. Ciężko mówić o poczuciu wspólnoty, kiedy każdy pilnuje raczej własnych znajomych i potylicy, ale pewne poczucie uczestniczenia w czymś dużym (choć niekoniecznie znaczącym) daje jakąś tam masochistyczną przyjemność i satysfakcję, bo tam byłam i to robiłam.

Reasumując: ludzie to bydło a ja mam spuchnięty nos.