7/21/2013

W ogóle nieproduktywne refleksje nad layoutem


Co prawda w maju i czerwcu blog wisiał sobie radośnie w stanie zawieszenia, ale od strony estetycznej sporo się zmieniło. Niektórych gratów Owca pozbyła się z radością, innych z bólem serca, ale ostatecznie jest bardzo zadowolona z efektów. Jakiś czas temu zarzekałam się, że minimalizm nie dla mnie, jak się okazuje minimalizm w odpowiedniej oprawie graficznej jak najbardziej dla mnie. A wszelkie deficyty w gadżetach wynagrodziłam sobie świetną grafiką od Sary Hore. I jedna myśl mi się nasuwa - blogerzy uwielbiają na siłę uszczęśliwiać czytelnika, co nie?

Przepakowanie pasków bocznych i stopki bloga pierdołami najróżniejszej maści to IMO jeden największych grzeszków estetycznych, który nawet najładniejszy szablon potrafi zamienić w pobojowisko. Wiem, bo sama miałam dokładnie ten sam problem (który raz na zawsze rozwiązałam przeskakując do jednej kolumny). Początkowo wydawało mi się, że funkcjonować bez swoich starych przydasiów nie da rady. Ponad dwa miesiące po zmianie layoutu funkcjonuję i mam się dobrze. Bo koniec końców, który z popularnych gadżetów jest tak naprawdę potrzebny samemu autorowi?

...
...

No właśnie. Który jest potrzebny potencjalnemu czytelnikowi? Pole wyszukiwania, kategorie, ewentualny spis treści, share-button. Tyle. A jednak, choć uwielbiam swój nowy szablon, mam co jakiś czas ochotę coś dorzucić. A to playera spotify, a to twitterka. I uszczęśliwić tego czytelnika linkiem do parodii Biebera albo aktualnie słuchanym kawałkiem. Potem robię szybkie reality check i przypominam sobie, że nikogo nie obchodzi, czego aktualnie słucham.

Szczerze mówiąc jedynym gadżetem, którego naprawdę mi brakuje jest blogrolka. Followuję blogi różne i różniste, niekoniecznie wszystkie mnie w podobnym stopniu interesują - te, które śledziłam regularnie wrzucałam właśnie do blogrolki. Co prawda ostatnimi czasy robiłam porządki i nie mam na liście czytelniczej jakiegoś okropnego bałaganu, ale wciąż, aktualizacje z ulubionych blogów na stronie głównej były zdecydowanie najwygodniejszym sposobem na bycie na bieżąco.

Zupełnie natomiast nie tęsknie za zapychaczami przestrzeni takimi, jak obserwatorzy, popularne posty czy ostatnie komentarze. Jasne, poczytne notki generowały jakiś tam ruch, ale też niekoniecznie tam, gdzie ten ruch sama bym chciała skierować. O ile wcześniej ostatnie komentarze były całkiem przydatne, o tyle po przejściu na Disqusa - co wszystkim szczerze doradzam, choćby na próbę, przecież zawsze można bez problemu wrócić do bloggerowego systemu - stały się całkiem zbędne.

Niby nie ma to większego znaczenia, ale kiedy operuje się czystą, wolną przestrzenią, pisze się zdecydowanie lepiej. Bez zbędnego rozpraszania uwagi - swojej i czytelnika - bez dylematów "jeśli wrzucę ten obrazek, tekst będzie zbyt ściśnięty i nieestetyczny", bez wątpliwości, czy czcionka aby czasem nie za duża, bo jednak przy blogach, które składają się z gadżetów i innych cudów-wianków duża czcionka IMO niezbyt się sprawdza. I choć jeszcze pół roku temu minimalistyczne szablony były dla Owcy kompletną abstrakcją, to teraz nie jest sobie w stanie wyobrazić funkcjonowania na stronce, na której panuje chaos. Uporządkowany, bo uporządkowany, ale wciąż chaos.

A w ogóle to dzisiaj miało być o drugim sezonie American Horror Story, ale pogubiłam notatki, potem straciłam wątek i na końcu opuścił mnie Wen, a teraz muszę się zbierać do wyjścia z domu. Ale będzie jakoś na dniach.