Fotografia autorstwa Matta Marqueza. |
Co? Co spóźnione? E tam.
Mysza - Ja też kocham Jumanji, ja też, ja też! Kiedy widzę tak niesamowite posty szkitki mi opadają i nie mam czym pozbierać szczęki z podłogi. Absolutnie fantastyczne osiemnaście stron wnikliwej fanowskiej analizy pełnej refleksji i niepozbawionej krytyki. Uwielbiam Jumanji, przez pół dzieciństwa dopraszałam się o tę przeklętą planszówkę pod choinkę :P I uwielbiam na nowo odkrywać filmy znane pozornie na wylot, a notka Myszy właśnie tak świetne doświadczenie mi zapewniła. I mając te wszystkie omawiane sceny przed oczami momentami byłam autentycznie wzruszona. Polecam.
Wildfemale - Limbo, recenzja gry. Troszkę oszukuję, bo tak naprawdę najbardziej zależy mi na podsunięciu wam Limbo i 1-ego na gwałt szukałam stosownego wpisu, ale hej, wszystko w dobrej wierze. Sama notka zresztą warta polecenia, bo autorka pisze ciekawie, rzetelnie i punktuje wszystkie walory gry, będę musiała w przyszłości wybadać samego bloga. Przyznam, że mnie również interpretacja fabuły sprawiła ogromny kłopot i te wskazówki i symbolika, z którymi bawiliśmy się przez całą rozgrywkę to troszkę za mało. Przynajmniej mnie nie udało się skleić z tego żadnej sensownej historii. I tu z pomocą przychodzi kolejny wpis - My Life in LIMBO, króciutki tekst zgrabnie spinający wszystkie napotkane podczas gameplayu elementy. Autorka, zafascynowana grą, wysnuła bardzo ciekawą - i jakże trafną! - teorię, pod którą ja podpisuję się obiema rękami. Oczywiście w pierwszej kolejności próbujcie rozgryźć to-to samodzielnie. Jeśli na nic sensownego nie wpadniecie, lećcie do My Life..., bo po zmiksowaniu z tą fanowską wizją Limbo wiele zyskuje.
Tattwa - Mówić językami. Jak ja się z tym tekstem zgadzam, bez żadnego ej czy ale. A że jeszcze nie dojrzałam do komentowania na blogu Tattwy, to zachwycę się przynajmniej tutaj ^^ Poglądy na temat języka bliskie memu sercu, bo piękna polszczyzna mnie nie kręci, a purytanizm językowy zwyczajnie jeży. I nic mądrego tu nie dodam, po prostu polecę z całego serca.
Ponder - O lubieniu słów kilka. Mały flashback: w lipcu czy tam sierpniu trafiłam przypadkiem na wywiad z jakimś tam młodym zespołem z jednym krążkiem na koncie. Panowie - a raczej chłopcy, bo to było takie One Direction z gitarami - zapowiadali album koncertowy. I zjeżyłam się strasznie i już miałam pluć jadem, bo kupony odcinają, bo pff, a co niby na tej koncertówce zagrają, bla bla bla. Ale po chwili naszła mnie taka myśl: ile bym nie dała za możliwość obejrzenia wczesnych występów moich ulubionych artystów. I kimże ja jestem, żeby prorokować, czy gitarowe 1D nie zostanie nowymi Ramonesami (znaczy, c'mon, nie zostanie, ale ciii ;)). I nie mnie osądzać, bo kto wie, ilu fanów będzie miało z tej płyty radochę. I koniec końców wszystko sprowadza się do sympatii do artysty. I miałam o tym napisać, ale naiwnie czekałam na jakąś konkluzję tych przemyśleń. Nie doczekałam się. Ponder też się nie doczekał, ale notkę i tak opublikował i bardzo się cieszę, że na nią trafiłam. Lubię wszelkie gdybania i chaotyczne wywody, czytało się bardzo przyjemnie. Polecam.