11/20/2014

The Walking Dead 5x06 || Consumed

Po pierwsze, Owca przeprasza za nieobecność w zeszłotygodniowej dyskusji. Po drugie, Owca przeprasza za spóźnioną notkę. Niestety zaczęły mi się midtermy i w ostatnich dniach całkowicie pochłonęły całą moją uwagę i czas wolny. Tyle słowem wstępu.

źródło: klik

!SPOILERY!

Ok, spodziewałam się czegoś zupełnie innego - byłam przekonana, że w tym tygodniu dostaniemy raczej epizod action niźli character-driven. Zwłaszcza, że Carol i Daryl to postacie świetnie prowadzone, bardzo dobrze znamy ich obecny stan ducha i te czterdzieści minut zdaje się niewiele wnosić do ich historii. Ale to wszystko powiedziawszy: hej, naprawdę nie mogę narzekać. Każdy odcinek koncentrujący się na Carol i Darylu przyjmuję z otwartymi ramionami. Nawet te z lekka fillerowe. 

Z pewnością nieraz już o tym wspominałam, ale powtórzę raz jeszcze: TWD świetnie dobiera soundtrack. Za to nieco gorzej radzi sobie z ogarnianiem przestrzeni, po której poruszają się bohaterowie. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale po odłączeniu się od grupy Carol ląduje w tym samym budynku, w którym potem nocują z Darylem podczas questu po Beth, tak? I ten budynek znajduje się pi razy ciastko niedaleko centrum Atlanty, tak? Ale z okna widzi dym z więzienia, what? Znaczy - gdzie jest ten budynek i gdzie do cholery jest to więzienie, po sąsiedzku? Bo serio, to nie był chyba aż tak duży wybuch, żeby słup dymu był widoczny na kilometry. Pogubiłam się. Jeśli ktoś się lepiej orientuje w temacie, będę wdzięczna.

- You saved her? / - She's tough, she saved herself.
O...kej? Kiedy Beth pokazała Darylowi tę swoją domniemaną twardość, czy ja coś przegapiłam? I skoro jesteśmy w temacie: o rany, jak mnie wkurza to natrętne sprzedawanie Beth i rzucanie hasłem "raised by Hershel, trained by Daryl". Znaczy, pardon, drodzy scenarzyści, ale jeśli chcecie pokazać, że jest samodzielną bohaterką, która potrafi na własną rękę pociągnąć swój wątek - przestańcie zrzucać ją na garby fan-favourites. Dalej: ja kocham Hershela, naprawdę, zapisał się złotą czcionką w historii TWD. Ale możemy pamiętać, że nie zawsze był tym fantastycznym Hershelem z trzeciego sezonu? Możemy sobie przypomnieć, że początkowo jest zaślepionym głupcem z barwną historią oglądania świata przez denko od butelki? Znaczy, Hershel już lepiej wychował Ricka, niż Beth :x Also: "trained by Daryl"? Kiedy? Jak? Co? Chodzi o tego jednego zombiaka, którego zabiła między wyprawą po Schnappsa a skręceniem kostki? Ech... Gimple, sthap. Robisz się natrętny. Nikt nie lubi natrętów.

Czy muszę punktować, że monosylabiczne od serca rozmowy Carol i Daryla są fantastyczne i potrzebujemy ich o wiele, wiele, wiele więcej?

I d'aaaw, wróciło darylowe "sthap" :3

BTW, czy wy też pomyśleliście sobie "NOPE, NOPE, NOPE" kiedy Carol przerzuciła snajperkę zanim sama zaczęła się gramolić przez drzwi? Srsly, Carol? Puszczanie snajperek przodem to największe no-no w obchodzeniu się ze snajperkami. Tylko czekałam, aż ktoś tę broń zakosi. Ech. Also: pamiętacie, jak powiedziałam, że troszkę lubię Noah? Tia. Zmieniłam zdanie :3 Znaczy, wiadomo, każdy orze jak może. Ale nie oszukujmy się, świat TWD działa na zasadzie my-albo-oni i tak samo jest z naszą sympatią do postaci: nasi, albo obcy. A cóż, póki co Noah wciąż jest obcy. Kto wie, może wyrobi się jak Tara. Ale póki co: ja tego pana nie lubię, może iść do odstrzału. A Daryl nie pozwalający Carol na postrzelenie go w nogę, "bo to tylko dzieciak" - no tak, dzieciak, który równie dobrze mógł wydać na nich wyrok śmierci, w momencie, w którym zostawił ich bez żadnej broni w środku miasta pełnego trupów. Z lekka OOC. Ale owszem, postrzał w nogę również byłby wyrokiem śmierci. 

źródło: klik

Daryl zabrał książkę o radzeniu sobie z ofiarami przemocy domowej. Dla siebie? Dla Carol? Dla nich obojga? Bez znaczenia, chwyta za serce tak czy siak ;_;

Akcja z samochodem... wybitnie durna była. I ten... *agresywnie powstrzymuje się przed podśpiewywaniem it's raining man, hallelujah!* Przejdźmy do następnej sceny.

Ooo! Okej, to nie był ten sam budynek. I to wspaniale, że Carol w końcu się otworzyła. Tak mnie to teraz uderzyło: Carol jest tak ciepłą, opiekuńczą osobą, że z jakiegoś powodu zawsze sprawiała na mnie wrażenie bardzo szczerej, wydawało mi się, że wszystko o niej wiemy. I dopiero teraz uświadomiłam sobie, że owszem, wiemy, ale to chyba pierwszy raz, kiedy ona sama otwarcie o tym opowiada. 
...I mam wrażenie, że strasznie mącę i plączę. Ta godzina.

I hej, okrutny świat zweryfikował tę badasserię Noah, co to była podobno tak starannie kamuflowana. No i oczywiście, że Nahman znajdzie każdą ostałą się paczkę fajek podczas zombie apokalipsy.

źródło: klik

I NIE, NIE ZROBILIŚCIE TEGO :O

Iii to by było na tyle w tym tygodniu. Dużo Carol, dobrze. Dużo Daryla, dobrze. Dużo miejskich post-apokaliptycznych widoczków, dobrze. Dużo fajnych scen, z których niekoniecznie wiele wynika, ale hej - wciąż są fajne. Ciekawy odcinek, bawiłam się dobrze, mam nadzieję, że Wy również. Kolejne dwa zapowiadają się fantastycznie - yup, to już ten czas w roku, kiedy oglądamy TWD z podniesionym ciśnieniem. Nie mogę się doczekać Ricka, nie mogę się doczekać jego spotkania z Dawn (wciąż pozostaje pytanie, czy są starymi znajomymi z jednostki?). I błagam, przestańcie robić krzywdę Carol ;_;

PS Recap na następny tydzień również może pojawić się nieco później, prawdopodobnie po wtorku. Chyba, że znajdzie się ktoś, kto ma ochotę mnie ten jeden raz wyręczyć w ramach występów gościnnych :) Jeśli tak, dajcie mi znać tutaj, na Twitterze, FB, mailu - gdzie bądź.