11/11/2014

The Walking Dead 5x05 || Self Help

Wiesz, że to był dobry odcinek, kiedy nie jesteś w stanie powiedzieć, która postać go ukradła.

!SPOILERY!

Sasasa, wiecie, że ten hashtag trendował od rana na Twitterze? ^_^ | źródło: klik

Czyli Rosita i Abraham są jednak parą? Myślałam, że Rosita spiknie się z Tarą. Oh well.

Ech, Eugene i jego permanentne naburmuszenie i łypanie spode łba. Swoją drogą sporo osób zastanawia się, czy jest to faktycznie sposób bycia Eugene'a, czy może cierpi na jakąś łagodną postać autyzmu, rozważa się między innymi zespół Aspergera. Cóż, nie czuję się dość kompetentna by do tych dyskusji dołączyć - o autyzmie wiem tyle, ile wyczytałam na Wikipedii i wyniosłam z kina czy literatury. Ale tak po szczerości, na moje laickie oko, zachowanie Eugene'a nie wskazuje na autyzm. Weźmy tę scenę w autobusie, kiedy Tara żartobliwym tonem sugeruje mu skrócenie włosów, a Eugene odpowiada ze śmiertelną powagą - okej, można się tu dopatrywać nieumiejętności wychwycenia żartu czy ironii, można to powiązać z Aspergerem czy SPD, czy czymkolwiek. Ale wiecie co mnie to przywodzi na myśl? Nastawienie osoby, z której zakpiono o jeden raz za dużo i w tym momencie jest tak wrażliwa na tym punkcie, że każdy, nawet najbardziej przyjazny żart postrzega jako atak. Nie da się ukryć, Eugene jest raczej introwertyczny i lew salonowy z niego żaden - ale właśnie, ja bym to zwaliła raczej na karb sposobu bycia, czy fakt, że trafił w życiu na nieodpowiednich ludzi, nie jakiekolwiek zaburzenia. Co sądzicie?

Wypadek był sprawką Eugene'a - Goddammit, a miałam tyle fatalnych żartów o duchu Lori wiszącym nad TWD. I chwila, moment, znaczy, że wpakowanie serii z karabinu w ciężarówkę też nie było wypadkiem? Eugene, ty śliski draniu! Also: Eugene, ty oblechu! Eugene, ty łamago! Eugene, ty wielki, skończony dzieciaku! A tak swoją drogą - od samego początku z kimś mi się ta postać kojarzyła. I ostatnio w końcu mnie olśniło: Bazyl! Eugene to dosłownie żywa wersja Bazyla! No, mniej sympatyczna. I mniej wygadana. Ale tak poza tym... niezaprzeczalne podobieństwo :D

Ujmujące to, jak Maggie martwi się dosłownie o wszystkich i wszystko, poza własną siostrą. I ja się nawet nie jestem w stanie irytować nieogarnięciem scenarzystów, bo serio... mnie też jest ciężko interesować się losem Beth. Dobra, już nie będę złośliwa. W tym tygodniu. Ale okej, wypunktujmy dla świętego spokoju to nieogarnięcie scenarzystów: wiecie, ja bym nawet kupiła to, że Maggie nie szuka Beth, bo wydaje się to jej z góry przegrana sprawa - bo jest przekonana, że Beth nie poradziłaby sobie samodzielnie w tym okrutnym świecie, a nawet jeśli, szukanie jej po całym stanie (albo i dalej, nie może mieć pewności) to jak szukanie igły w stogu siana. Naprawdę, mogłabym na to przymknąć oko. Gdyby nie to, że szukała Glenna, choć jego szanse na przetrwanie były równie niskie (biorąc pod uwagę, że na ten czas słaniał się na nogach i nie był w stanie utrzymać pionu na dłużej niż kwadrans), a teren do przeczesania równie rozległy. Nic to.

I tak, tak, tak, o matko, czekałam na to od kilku(nastu?) odcinków, Glenn w końcu kwestionuje Wielką Misję Eugene'a. No, być może "kwestionuje" to zbyt szumne określenie. But at this point, I'll take it. Kolejna pseudo skomplikowana mówka. Sokal nie aprobuje. A w ogóle to ta scena jest bezcenna: przetwarzanie informacji... trzy sekundy na konsternację... wtem!

źródło: klik

W ogóle całkiem ładnie wyważony ten odcinek - sporo dramy w backstory Abrahama przeplatane comic relief tu i tam. Dziwny zabieg, bo nie przypominam sobie (na ten moment przynajmniej), by TWD miało w zwyczaju temperować dramę, ale hej. Be brave! ...I'm right behind you :P I co mnie zastanawia najbardziej: jak to się stało, że mają czyste ciuchy? Przecież krew bryzgała na prawo i lewo. Jak to się stało, że ani trochę się przy tym nie upaprali? Na litość borską, większość ludzi nie jest w stanie zjeść spaghetti bez upaprania się sosem, co tu mówić o zadźganiu (martwego) człowieka.

I am stressed, and depressed, but very well dressed, sir! Ani jednej plamy krwi na kubraczku! 

Ale ta scena, w której Eugene pluje na zombie? Cholera, właśnie dlatego tak ciężko go polubić, bo nawet jeśli ma swój moment, pod koniec dnia zawsze robi coś obrzydliwego, co kompletnie zaciera dobre wrażenie. Bo jasne, to już nie te czasy, kiedy można się obchodzić ze zwłokami z jakimkolwiek cieniem szacunku, na ten moment to już abstrakcja. Zombie się zabija, zombie używa się w charakterze żywej (martwej?) tarczy, z zombie się nie cacka. Ale plucie na zupełnie randomowego szwędacza, który niczym nie zawinił? Który był kiedyś człowiekiem? Który w pierwszej kolejności sam jest ofiarą (o czym TWD nam dość często przypomina)? Walka o przetrwanie to jedno, ale celowe nadkładanie drogi, tylko po to, by wyrazić pogardę... dla mnie to po prostu ohydne. Nie obchodzi mnie, jak rodzaj iluminacji właśnie spłynął na Eugene'a. To było ohydne i zbyteczne.

I nie wiem, czy szwędacz obijający się o szybę biblioteki miał być śmieszny czy nie, ale damn, ja rechotałam jak głupia, po raz trzeci? czwarty?

Tara z odcinka na odcinek jest coraz bardziej fantastyczna i to ujmujące, jak traktuje Eugene'a jak młodszego brata (czy Eugene na takie traktowanie zasługuje to już osobna kwestia). I łamie serce, że wciąż uważa że jest w jakimkolwiek stopniu winna tego, co stało się z Gubernatorem i więzieniem - wiem, że początkowo za nią nie przepadałam, ale wyrosła na świetną, przesympatyczną bohaterkę. Tylko jedno pytanie: kiedy się z Eugene'em zdążyła zaprzyjaźnić? Ja rozumiem, że z Glennem i siłą rzeczy Maggie. Ale z pozostałymi? Cogdziekiedyjak? Ech, mniejsza, ciekawa jestem, jaki będzie jej stosunek do Bazyla po tym, jak wyszło na jaw jego kłamstewko. Wybaczyła mu wysadzenie w powietrze busa, ale czy równie łatwo wybaczy resztę ze świadomością tego, jak ogromną skalę osiągnęła jego ściema? I do jak tragicznych skutków doprowadziła? 

Ooo nie, Maggie dręczy sumienie. PFFF. Bardzo dobrze, trzeba się było nie rozdzielać. Czy kiedykolwiek cokolwiek dobrego wynikło z rozdzielania się? Nope. Wiecie co z tego wynikło? Ominie nas ścieranie się ego Ricka i Abrahama, ot co. A tak na to liczyłam. *mamroce pod nosem* wszystko przez Beth... Niby dostajemy w to miejsce Glenna, ale Glenn to nie ego - Glenn to zdrowy rozsądek i mediacja. Co swoją drogą bardzo mi się podoba, bo choć Glenn nigdy nie był popychadłem, to też nigdy wcześniej nie stał w pozycji autorytetu. A choć zazwyczaj wydaje się zbyt Maggie-centryczny, pod koniec dnia potrafi myśleć trzeźwo i udaje mu się podtrzymać morale. Dale i Hershel dobrze go wychowali *chlip*

Tak, tak, tak, Rosita ma kwestie! Ważne kwestie! Rosita kłóci się z Abrahamem! Rosita działa! Rosita potrafi tupnąć nogą! Rosita zna się na rzeczy! Podoba mi się to, więcej!

Also: nope, odmawiam przyznania Eugene'owi punktów badasserii za akcję z wężem. Serio, bohaterowie piją wodę klozetową, a ta ciapa wylała dziesięć litrów na zombie? Argh.

Zombie. Duio zombie.

 
źródło: klik

I w końcu najważniejszy punkt tego odcinka, czyli backstory Abrahama. Właściwie nie wiem, co tu można dodać - wzruszyłam się, byłam przygotowana na dramę, nie byłam przygotowana na scenę, w której Abraham próbuje popełnić samobójstwo. To jedna z tych postaci, z którymi zapewne do końca będę miała love/hate relationship - bo ja mogę zrozumieć jego desperacką próbę odkupienia swoich win (a przynajmniej win, które sam na swoje barki przyjął). Jestem w stanie zrozumieć to, co zrobił z ludźmi, którzy zaatakowali (zgwałcili?) jego żonę, skrzywdzili całą rodzinę. I jak wiele razy już w tych recapach padło - łapię budowanie sobie tej iluzji, życie dla jednego celu. Pytanie tylko, ile warte jest podtrzymanie tej bańki. Bo do tej pory ta wydumana krucjata pochłonęła życie ponad dziesięciu ludzi. I oczywiście wina leży niezaprzeczalnie po stronie Eugene'a. Ale nie da się ukryć, że Eugene bez Abrahama - bez jego siły, bez jego autorytetu, bez jego przekonania - nie zdołałby zapewne pociągnąć tego cyrku zbyt długo.

Jedyna uwaga: w kwestiach technicznych, panowie montażyści zrezygnują z tego mglistego filtra na wspominki, dobra? Jesteśmy mądrą publicznością, nadążamy ;3 A taki to był nędzny, tani efekt.

I tyle na dzisiaj - dobry epizod. Abraham dobry, Eugene dobry, Rosita coraz lepsza, Tara fantastyczna, Glaggie standardowo rozczulające i znośne. I asdfghjkl, Daryl i Carol za tydzień! THE HYPE! THE HYPE!

...ale tak na boku, tęsknię za Rickiem.