Bla bla bla, półfinał!
Fanart autorstwa Pasity/@lapasita. |
!SPOILERY!
D'aaaw, kłócą się, kto zawdzięcza Carol więcej ^_^ Naprawdę, jak tylko odbiją Carol muszą ją wziąć i wyprzytulać i wybić z głowy te durne pomysły o ucieczkach po kryjomu. I kolejny moment Ricka i Carla - strasznie mi się podoba jak silna i zażyła stała się ich relacja, ile wiary w siebie pokładają, jak jeden jest podporą drugiego. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno temu nie mogłam Carla ścierpieć. I zawsze miło ogląda się wspólne sceny Michonne i Judith, bo to prawdziwy powiew świeżości po badass-poker-face z jej początków. I ciepło się robi na sercu, kiedy się pomyśli jak daleką drogę przeszła, jak z outsiderki stała się prawdziwą częścią rodziny. A że tę połówkę sezonu przesiedziała w ogromnej części na ławce rezerwowych - cóż, tak już ten serial działa. Miejmy nadzieję, że dostaniemy więcej Michonne w drugiej połówce.
I nie mogę patrzeć na skrobanie podłogi paznokciami. Dekapitujcie, amputujcie kończyny, przyrządzajcie je na wolnym ogniu, ale na litość boską, nie skrobcie paznokciami, tu się kończy moja wytrzymałość.
Przypomnijcie mi proszę, kiedy ja tak polubiłam Sashę? I nie chcę brzmieć bezdusznie czy coś, ale ten, śmierć Boba dobrze jej zrobiła. Znaczy związek z Bobem zrobił jej jeszcze lepiej i to naprawdę nie zabrzmiało tak, jak powinno. Do czego zmierzam - dobrze wyszła na tym wątku. Zaczęła mnie angażować emocjonalnie, w końcu przejmuje się jej losem tak samo jak losami całego pierwszego planu. Stała się bardziej ludzką, przystępną postacią, z którą można się identyfikować.
Ta jest, Carol, leż cichutko, nie zdradzaj kamuflażu. Bo to jest tylko kamuflaż ;_;
GreatM! :D Jeśli z każdą sceną Tary nie przybywa wam do niej sympatii, to chyba oglądamy inny serial, jest bezcenna. A w ogóle to Team Rosita! I Team Maggie! Bo w tym odcinku panie są po prostu przegenialne. I wiem, że się powtarzam, ale tak bardzo cieszy mnie to, jak dokładają cegiełkę po cegiełce do charakteru Rosity. Bo przez moment zwątpiłam, że coś z niej będzie. Tymczasem potrafi huknąć, tupnąć i wypatroszyć rybę :D
Ricktator wrócił! Ale czemu Daryl zezuje w stronę Tyreesa? Naprawdę nie jestem przekonana co do zezowania w stronę Tyreesa. Tyreese to ostatnia osoba do której powinno się zezować w takiej sytuacji. Znaczy, wiecie, tutaj dobrej strategii i pomyślunku nam trzeba, nie rozterek moralnych pt. "czy zamordowanie mordercy jest dopuszczalne etycznie". Also, ważna scena jest ważna: oto Daryl po raz pierwszy nie wspiera Ricka w realizacji jego planu. Po raz pierwszy się z nim otwarcie nie zgadza. Bo przecież do tej pory był jego prawą ręką, ślepo ufał rickowemu osądowi, nawet jeśli miał wątpliwości - omawiał je na osobności z Rickiem. Nigdy nie kwestionował jego autorytetu na oczach pozostałych. I to jest jeden z punktów zwrotnych w tej relacji, spojrzenie Ricka mówi wszystko.
I ufff, całe szczęście, że Gabriel przerzucił się na gąbkę. Ale co w tej scenie naprawdę rozkłada na łopatki, to Michonne - to, jak obserwuje Carla tłumaczącego Gabrielowi, że by przetrwać muszą iść do przodu, muszą walczyć, muszą zabijać. Moment, w którym uświadamia sobie, że nieważne co zrobi - nieważne, ile czasu spędzą na wspólnych wygłupach, ile komiksów by nie przeczytali - dzieciństwo Carla dobiegło końca i nic nie będzie w stanie tego zmienić. Ale jednocześnie wydaje się być tak dumna z tego, jak sobie z tym poradził, jak uporał się z tym swoim kryzysem wiary... cóż, właściwie we wszystko. Taka cudowna gorzko-słodka chwila.
Och, ale jak Dawn działa mi na nerwy. Beth też. Cały ten fillerowy wątek działa mi na nerwy. I ugh, nie TWD, nie, nie chcesz być jednym z tych seriali. Wiecie, tych, co to sprawiają, że postacie wychodzą z siebie i stają obok by przekazać nam wizję showrunnera, wszak po co pokazywać, skoro można opowiedzieć *facepalm*
I tak swoją drogą: czy Beth ma bliznę po tym, jak została spoliczkowana? Srsly, TWD? ^_^
Ale to glennowe damn right to damn right, powinniśmy być wkurzeni czy damn right, ciężko faceta obwiniać? Bo w zasadzie obie opcje są tak samo sensowne, ale póki co jestem jeszcze na Eugene wkurzona, także ten... pierwsza wydaje się jakaś taka atrakcyjniejsza :P A Maggie taka zaradna i pomysłowa! I widzicie, nie to, że Maggie zapomniała o Beth. Maggie po prostu przeżywa do Maggie. A że te nieszczęsne poszukiwania Glenna... ech, założenie, że półprzytomny Glenn jest bardziej ogarnięty od całkiem przytomnej, uzbrojonej Beth z obstawą nie jest takie znowu naciągane ;3 Nic to.
Wracając do Ricka i Daryla - ale czy ten duet nie jest fantastyczny? Czy to nie jest wspaniałe, jak ogromnym szacunkiem i zaufaniem darzy się ta dwójka? Bo kiedy Tyreese nie zgadza się z Rickiem - oh well. Ale kiedy Daryl nie zgadza się z Rickiem? Rick nie jest w stanie tego zignorować. I co najważniejsze: nieważne, w jakim stanie nie byłby Rick, nieważne, co się ostatnimi czasy dzieje w jego głowie - priorytety pozostają takie same. I dzięki temu ani przez sekundę nie obawiam się, że wejdzie w rolę Shane'a w tej przyjaźni. Nie ma w planach żadnych power tripów, jeśli Daryl chce przejąć stery, niech i tak będzie, kolej Ricka na wspieranie bez względu na wszystko. Also, śliczne jak szybko Rick zauważył brak Daryla i przybył (nieco po niewczasie, ale hej) z odsieczą. I tyle dzieliło go od odstrzelenia łba chamskiego gliniarza. Kolejna sprawa: mówcie co chcecie, nigdy nie przestanę bać się o los i kończyny Daryla. Ciśnienie mi skoczyło i przez moment byłam pewna, że zombiak ugryzł go w dłoń. A tak swoją drogą: wiecie, że te zombiaki to w sporej części ucharakteryzowani aktorzy? Praise the Nicotero!
I kit z całym narzekaniem na jednojajowe Glaggie, jak tu ich nie lubić? Glenn wyrasta na świetnego przywódcę, który potrafi zmotywować swoich ludzi do działania, wie, czego potrzebują. Ot, Rosita chciała mieć po prostu swoje miejsce w tym całym bałaganie, coś, dla czego warto żyć. (Bo tak, to już nie są ludzie Abrahama, teraz to ludzie Glaggie :]).
I dajcie mi więcej Sashy i Tyreesa - co by nie mówić, Ty jest wspaniałym bratem. I to cudowne, że ani na sekundę nie opuścił Sashy i nie pozwolił jej na odgrodzenie się od świata i kopanie coraz głębszego dołka.
...ale na litość borską, Sasho, miałaś jedno zadanie. I na litość borską, Gabrielu, ty... ty nie miałeś nawet jednego zadania. Plan ucieczki taki dobry, serio, nailed it :] Hehe, sneak hug! I czy wy też liczyliście na to, że spotka w tym lesie Morgana? A co do Gabriela - daleko mu do mojego top 20 bohaterów, ale serial scena po scenie sprzedaje mi tę postać. Jest ciekawie pisana, przeżywa swoje dramaty, robi to w bardzo naturalny sposób. I tia, naprawdę mogłabym żyć bez tego Bobowego cameo o.O I cóż za interesujące odwrócenie ról. Gabriel powinien się nauczyć doceniać ironię losu.
Mimo wszystko szkoda Boba II, był całkiem sympatyczny jak na faceta, który znokautował Sashę. I fatalny sposób na zejście z padołu, niepotrzebnie się nacierpiał. Ech, a mógł nie cwaniakować, mógł jeszcze wrócić do domu i zasnąć we własnym łóżku. Ciekawi mnie tylko, czy było choć trochę prawdy w jego historyjce. No i kolejna świetna scena, w której mamy szansę na spojrzenie na naszych bohaterów oczami przypadkowego przychodnia. I niby wiemy, dokąd to wszystko zmierza, ale w takich chwilach świadomość naprawdę ciąży. A Rick wypowiadający słowa Garetha robi ogromne wrażenie.
Glaggie i ich czerwony busik mają fanastyczny timing. Uścisk Maggie i Michonne ❤ I tia, Michonne wydaje się taka zaszokowana wieściami. Michonne była tak szczęśliwa, Glaggie było takie szczęśliwe, wszystko na marne ;_;
Uch, tylko nie kolejna seria umoralniających mówek Beth. Wiecie, wygłaszanie przemówień to trudna sztuka, nie każdy aktor potrafi podźwignąć bez zapowietrzania się, wpadania w sztuczny ton i co jeszcze. Nawet Laurie Holden wypadała średnio. Także ten... powiem tak: zostawcie przemowy Andrew Lincolnowi. Iii kolejne trzy minuty Świętej Ekspozycji byle jak sklejonych postaci, które kompletnie nikogo nie obchodzą. Yay. Damn, zmarnowali potencjalnie ciekawy wątek na fillera :/
I hej, Tyreese'a zżerają wyrzuty sumienia z powodu Kanibala w Bejsbolówce, dobrze kombinowaliśmy. I fajnie, że scenarzyści do tego wątku powrócili. I ja podtrzymuję to wcześniejsze "więcej Sashy i Tyreese'a" ale czy to na pewno odpowiedni moment na toczenie emocjonalnych rozmów, Ty? ^_^
Rick wciąż nosi obrączkę.
I get it now - powiedziała Beth i padła trupem. I naprawdę się cieszę, że przynajmniej Beth łapie, bo ja kompletnie nie mam pojęcia, co się właśnie stało. Już mniejsza o tę rozchwianą w fundamentach instytucję prowadzoną przez jeszcze bardziej rozchwianą Dawn. Ale po co Beth dźgała ją w ramię? Jeśli chciała ją zabić, dlaczego nie uderzyła w gardło? Dlaczego w ogóle to zrobiła, kiedy było boleśnie oczywiste, że jej grupa chce załatwić sprawę pokojowo? A nawet jeśli Beth uważała zabicie Dawn za konieczność - dlaczego nie mogła poczekać, aż się oddalą, przegrupują, wymyślą lepszy plan? I serio, dźganie w ramię osoby z palcem na spuście i lufą skierowaną w twoje czoło? To bardzo duże no-no. Nawet większe, niż puszczanie saperek przodem. I wiecie, spodziewałam się takiego zakończenia, Beth podpisała swój wyrok śmierci już w Still. Ale liczyłam na to, że ten nieco fanficowy wątek zakończy się nieco fanficowym epickim zgonem. Autentycznie sądziłam, że Beth dostanie w ten czy inny sposób bohaterską śmierć, która przynajmniej w jakiś sposób da jej fanom poczucie domknięcia. A miast tego Beth schodzi ze sceny podczas ostatniego aktu głupoty i niekompetencji. Srsly? o.O
Ale, to wszystko powiedziawszy: jak była mi obojętna (w najlepszym wypadku), tak jest. I po raz pierwszy żegnam postać wzruszeniem ramion. Nawet śmierć Lori wywołuje u mnie paskudny napad płaczu, z cieknącym nosem i w ogóle, pełen pakiet. Tutaj? Meh. Oczywiście łzy były, jak mogło nie być, skoro Maggie, Daryl i reszta rozpaczali. Ale w porównaniu ze standardowymi post-finałowymi załamaniami nerwowymi? Po szczerości w ogóle nie czuję, żebym obejrzała półfinał TWD. I choć byłam pierwsza w kolejce do wysłania Beth na ruszt Garetha - wow, drodzy scenarzyści, trochę umoczyliście o.ó Cóż, cieszę się, że ten byle jak sklejony, pośpieszony, fillerowy storyline dobiegł końca i możemy ruszyć z historią do przodu.