3/11/2015

The Walking Dead 5x13 || Forget


Głowa mnie boli od niedzieli.

!SPOILERY!

Ramki na zdjęcia, kochani, to jest to. Naprawdę podoba mi się, co robią ostatnimi czasy ramki na zdjęcia:
- raz, że w dość oczywisty sposób nawiązują do utraconych ukochanych i podążając tym tropem - wartości, które sobą reprezentowali. I po raz kolejny zostajemy zmuszeni do rozważenia, czym jest obecnie kodeks moralny, jakie ma dla nas znacznie, ile jesteśmy gotowi poświęcić dla zachowania moralności. I ta jedna scena z ramkami przywołuje tyle dylematów: Lori i żona Morgana pakujące zdjęcia, Rick i Lori rozmyślający nad sensem ratowania Carla - i zmuszaniem go, do pustej egzystencji; spór o Randalla, Lori podejmująca decyzję o porodzie i w końcu oddaniu życia za życie córki, morderstwa dokonane przez Carol, Tyreese odmawiający dokonania samosądu. To wszystko mignęło mi przed oczami i pojawia się tylko jedno pytanie: czy było warto?
- dwa, że uwypukla to tę ogromną różnicę między grupą a Alexandrią - bo co innego symbolizują ramki, jak nie dom i stabilizację, coś, co zostało naszym bohaterom wielokrotnie i za każdym razem coraz bardziej brutalnie odebrane. I siłą rzeczy pokazuje nam ten ogromny rozłam w znaczeniu rodziny - bo dla mieszkańców Arkadii rodzina to wciąż twarze uśmiechające się do obiektywu, pielęgnowanie i celebrowanie wspomnień. Znów, komfort, który został odebrany Rickowi i spółce - nie mogą oglądać się za siebie, nie mogą utknąć w przeszłości, bo to ich zniszczy. Jedyne, na co mogą sobie pozwolić to - czasem - pożegnanie i krótki okres żałoby. Potem muszą ruszyć do przodu, jeśli nie - równie dobrze mogą po prostu położyć się i umrzeć;
- trzy: od n czasu czekaliśmy na jakiś pozytywny akcent, znak, że ludzkość nie jest jeszcze stracona. Mieliśmy cichą nadzieję na to, że nasi bohaterowie spotkają społeczność równie dobrą, wspierającą się, moralną. Tylko po to, by wylądować z tymi dwoma grupami, jedna bez wątpienia jest tą dobrą, a ta druga... cóż, ta druga, to nasi.
Ugh, cholerne ramki.

Och, Olivia! Dziękuję! *odnotowuje w kajeciku z czarną listą*

źródło: klik

Ale scena they just keep getting luckier (...) we're here now jest tak. fantastycznie. śmiechowa :D Uff, całe szczęście, w rzeczy samej! Wszak tacy Rickowie są lepsi od bukietu czterolistnej koniczyny :D *wraca myślami do pobojowiska po pierwszym obozie, pobojowiska po farmie Hershela, pobojowiska po Woodbury, pobojowiska po więzieniu, pobojowiska po Terminusie...*
Znaczy, ja zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że te doświadczenia ich - no, może niekoniecznie wzmocniły, ale z całą pewnością zahartowały i dzięki temu faktycznie stanowią cenny nabytek jeśli idzie o ochronę Alexandrii. Ale damn, ciężko nie prychnąć, kiedy pomyśli się, że Team Been There, Done That przecięła kontynent w poprzek zostawiając po sobie jeno szlak płonących ruin i wybuchnięty czołg :P

Swoją drogą trochę to rozczulające - w pewien bardzo pokrętny sposób - jak Kombinująca Trójka postanawia oszczędzić zmartwień pozostałym i zachować historię skradzionego pistoletu dla siebie. Nie wiem, na ile jest to przekładanie ludzkich potrzeb ponad chłodną kalkulację, na ile świadomość, że co by się nie działo - dadzą radę. Ale jest to zdecydowanie miła odmiana.
A Carol taka cwana ❤️‍
I tak, dziękuję, w końcu adresujemy "W" wyryte na czołach szwędaczy. Znaczy, jasne, darujemy im ten rażący brak spostrzegawczości, w końcu poprzednim razem byli zbyt zajęci ratowaniem Ty'a.

Jaki zmyślny kubraczek dostała Michonne. Tak czy siak, wyglądają cokolwiek dziwnie. Ale podoba mi się, że zwracają naszą uwagę na to, jak podejrzane są w tej kwestii działania Dyanny - komiks, o ile dobrze pamiętam, tego nie zrobił i zafundował sobie tym sposobem paskudną wyrwę w logice (którą można było przecież tak łatwo wyminąć tym krótkim dialogiem).

You can tell the difference between walkers and humans by sound?... You can't? o_O Bo żaden ze mnie survivalowiec, ale bez przesady - odróżnienie odgłosu pewnych kroków i zdecydowanych, skoordynowanych ruchów osoby świadomej swojego otoczenia od bezmyślnego tuptania trupów nie jest chyba zbyt trudne? I, no wiecie, jęki i mlaskanie trupów też powinny ułatwić sprawę? Powiedzmy, że zrozumiałabym, gdyby te słowa padły z ust cywila, ale na Bora, Aaron jest człowiekiem od rekrutacji, spędza sporo czasu poza murami Alexandrii, naprawdę powinien być nieco bardziej ogarnięty. Zwłaszcza, że przed apo pracował w terenie i jest doświadczonym skautem.

Maggie wygląda jak zwykle ślicznie, ale DAJCIE JEJ JAKIEŚ LINIJKI.
...nie żeby mi to przeszkadzało, czy coś, nie, skąd.
I jacy tam wszyscy, zaraz wszyscy. Tylko nasi ludzie powinni być uzbrojeni :3 Wasi mogliby sobie jeszcze odstrzelić palec u stopy.

Aha, tak, okej, Daryl usłyszał i zidentyfikował Aarona, poruszającego się prawdopodobnie z pewną dozą ostrożności, ale standardowo nikt nie usłyszał grupki zombie. Ugh, TWD, why u no learning? Daryl i Aaron? I koń Buttons? I stadko trupów? To wszystko funkcjonuje w tej samej przestrzeni, nie ma, że wybiórcze słyszenie.

They'll die with me (te sekrety kulinarne). Cóż. Prawdopodobnie.

Carol zgrywająca bezbronną panią domu jest taka cudna :D Ech, nie zdawałam sobie do tej pory sprawy z tego, jak bardzo brakuje w tym serialu odrobiny humoru, choćby takiego przypadkowego.

źródło: klik

RIP, Buttons, ty piękny ogierze. Dałeś nam śliczny wątek i ładny kawałek bonding time Daryla i Aarona. I wiem, że między koniem, you were always running i tą dwójką leży zakopana głębsza metafora, ale po szczerości jestem padnięta i nie mam głowy do tej zabawy, przepraszam :x

D'aaaw! Glaggie zaadoptowało Noah :D Słusznie, ułożony, odchowany, 100% efektu przy zerowym wysiłku :P

Czy to normalne, że oczy mi się troszkę zaszkliły przez to poważne spaghetti? Bo, no wiecie, spaghetti, Hershel, te sprawy.

Pete wydaje się nieco mniej szemrany kiedy nie burczy akurat z ciemnego kąta. Nieco. Wciąż mi się nie podoba z tym swoim lekceważącym traktowaniem Jessie i jestem pewna, że ta dwójka dostanie przynajmniej część komiksowego wątku.

Ale Carl coś za dobrze się dogaduje z pozostałymi dziećmi w piaskownicy. Jeszcze któregoś dźgnie, zobaczycie.

źródło: klik

Po pierwsze: Daryl + kolacja przy stole! z serwetką! i sztućcami! w miłym towarzystwie! miłym! towarzystwie! - bardziej absurdalnej sceny już nie zobaczymy ^_^ Po drugie: przysięgam, widzieliśmy w tym serialu zombie z lepszymi manierami. Po trzecie: nowa fucha Daryla chyba nikogo nie wzięła z zaskoczenia, bo nadaje się doskonale. Ale wciąż, nieszczególnie podoba mi się wizja izolowania go od pozostałych. Tyle dobrego, że jest w parze z porządnym gościem, nie Aidanem-Nie-Podskakuj. Nie zmienia to faktu, że węszę kłopoty na tym froncie.

I w ostatnich dniach dostajemy tyle fajnych scen między Rickami! Ot, Michonne i Abraham prowadzący taką najzwyklejszą w świecie przyjacielską rozmowę od serca i żartujący między sobą - chcę więcej. I prawdopodobnie musimy naładować akumulatorki przed kolejnym clusterfuckiem :/

Tee-hee! :D Carol oficjalnie stała się jedyną bohaterką evah, która może z kompletną powagą rzucić tekstem "come to the dark side, we have cookies!" :D Also: jak pięknie ta kwestia została dostarczona, jak cudną, cudną, cudną aktorką jest Melissa McBride. Nigdy nie przestanę się zachwycać jej talentem.

I hej, lubię Jessie, autentycznie wzbudza moją sympatię, ale łapy precz od Judith :O Judith w rękach osoby z zewnątrz... nie, nope, to się nie sprawdzi. I co to za skradanie buziaków, NIE. Ja rozumiem, Jessie to urocza i piękna kobieta jest, ale Michonne!

I nie tym tonem do Sashy! *wyciąga kajecik z czarną listą*

Ważna scena jest ważna: dłoń Ricka mimowolnie kierująca się ku spluwie na widok Jessie i jej męża. Ostatnie półtora sezonu kładło ogromny nacisk na paralele między Rickiem a wszystkimi villainami: cudownie poprowadzony wątek z 4b zwieńczony A (ten genialny kadr z samego finału!), Bob ze szpitala, co to nie mógł wrócić. I w końcu ukoronowanie wszystkich antagonistów TWD: Shane. Bo choć ciężko o nim mówić w kategoriach villaina serialu - szczególnie teraz - to nie da się zaprzeczyć, że był najważniejszym i tym najbardziej osobistym rywalem Ricka. Zranił go na poziomie, którego Gubernator czy Gareth nie byli w stanie dosięgnąć. Bezpośrednio przyczynił się do pierwszego załamania Ricka i pchnął go na ścieżkę, którą po dziś dzień podąża. I tak oto zatoczyliśmy koło i po trzech sezonach - Rick ląduje w pozycji swojego największego nemesis. (Pamiętacie scenę w lesie, kiedy Shane rozważa postrzelenie Ricka? Yup.)

PS Warto zerknąć, ciekawa obserwacja!