6/01/2015

#13 Karnawał blogowy (i parę słów o półrocznej ciszy na eterze)

Stars by Martina Stipan.


Misiael, Un-cooltura, bo ja też bym chciała tak ładnie i elokwentnie gasić oponentów.
Był też tekst o teście Bechdel, który chciało by się jakoś sensownie skomentować, ale w zasadzie można tylko przytaknąć i nie bardzo jest co komentować. Toteż pozostaje polecić, żebyście też mogli przytaknąć.

Mysza, Shit happens, czyli moje życie z alienem, bo to taka dobra notka, jedna z tych, które naprawdę pomagają w zmaganiu się z problemami zdrowotnymi - ile stresów i smutków i poczucia odosobnienia moglibyśmy unikąć, gdybyśmy w odpowiednim czasie trafili na wpis równie szczery, otwarty i stanowczy.
Poza tym było wyczerpująco i mądrze o spoilerach - tekst, z którym zdecydowanie warto się zapoznać.

Judith, Bo to wszystko z miłości, czyli dlaczego narzekamy na "Avengers: AoU" - bo choć się z Judith w kwestii tego filmu bardzo nie zgadzam, to nie zmienia to faktu, że recenzja jest bardzo dobra, rozsądna i wyważona. I choć było wiele emocjonalnych tekstów, którym energicznie przytakiwałam na każdym akapicie - to właśnie ten został mi w pamięci i tym spokojnym, wyważonym tonem wyróżniał się na tle pozostałych.
Plus, krótko i słusznie o problemie, z którym zmaga się prawdopodobnie większość blogujących i pewnie nieblogujących takoż - to jest, jak duży wpływ na kształtowanie i wyrażanie naszej opinii ma blogerskie środowisko. Plus, parę luźnych uwag na boku, którym również muszę przytaknąć.

A skoro już zahaczyliśmy o MCU i wzburzone emocje: jak zapewne pamiętacie, po premierze AoU gromy posypały się na Whedona. I biedny podzielił los wielu przed nim i z dnia na dzień został seksistą, mizoginistą i ogólnie ludzką abominacją (bo powiedzieć, że umoczył, to za mało, hashtag internety). I mniej więcej w tym samym czasie został nazwany homofobem, bo Bucky - i to zostawiło mnie totalnie w kropce, bo jakkolwiek z Whedonem w kwestii Bucky'ego się bardzo, bardzo nie zgadzam, tak homofobii się tu nie dopatrzyłam. I w końcu wpadłam na tekst Linzee [eng], która sprawę bardzo przejrzyście tłumaczy. Także osądy na bok - dobrze wiedzieć, skąd ten zarzut się w ogóle w pierwszej kolejności wziął.

Załoga Niezatapialnej Armady wzięła na warsztat najnowsze dzieło autorKasi. Jak wiecie tępienie tej koszmarnej prozy daje mi nieprzyzwoicie dużo sadystyczno-masochistycznej przyjemności, więc nie mogę tak cudnej analizy nie polecić. Co prawda mój rechot, jak to zwykle bywa z twórczością autorKasi, dość szybko zamienił się w śmiech przez łzy, no ale...

Dalej, w ramach ciekawostki parę słów o krótkiej animacji "Gdzie się podziały duchy?" - tekst był dla mnie o tyle interesujący, że naprawdę nie wiedziałam, że mamy się czym pochwalić w kwestii animacji i jest to brak, który planuję możliwie szybko nadrobić. Także cieszę się, że ktoś się o wspomnienie tytułu pokusił.

Suzarro ostatnimi czasy wzięła się za pisanie o serialach: najpierw pojawiła się świetna recenzja "True Detective", która sprawiła, że tytuł podskoczył o parę oczek w górę na mojej liście do nadrobienia, potem równie dobry tekst o drugim sezonie "Hannibala", który sprawił, że zebrało mi się na rewatch.

Raz jeszcze o serialach, czyli pięć powodów, dla których warto obejrzeć "Fargo" Szymona Krzyżanowskiego - tekst, pod którym mogę się podpisać obiema rękami.

Buffy jak zwykle szczegółowo i kompetentnie o body horrorze "Starry Eyes" - filmie tak bardzo nie w moim guście, że bardziej się już nie da. Ale z pochwałami Buffy nie sposób się nie zgodzić.

W tym miejscu się zawahałam. Znaczy, cichutki głosik w mojej głowie powiedział "nie, foch na Whedona, nie będziemy polecać tekstów zawierających pochwały". Ale nieco głośniejszy głosik, ten spokrewniony z rozsądkiem wygrał, znaczy - ciekawego tekstu nie można w karnawale pominąć. A zatem Maniak pokrótce o konstrukcji dialogów w "Buffy".
...pfff, wciąż foch na Whedona.

A propos fochów i chowania urazy, Fraa skleiła genialną notkę o "Frozen", która tak pięknie punktuje wszystkie wady i potknięcia animacji. I wiem, że narzekanie na ten film nie powinno dawać mi tyle radochy, ale co poradzę, daje.

Dalej, dziesięć zwierzowych rad jak oglądać filmy - wpis niezwykle pomocny. Temat, który wydaje się niemal łopatologiczny, a sam problem błahy i niezrozumiały dla tych, którzy filmy oglądają, a przez to często ignorowany, a pytający wyśmiewani. Dlatego tak fajnie, że zwierz wzięła tę kwestię na warsztat.

Granice przesady, czyli Aeth bardzo trafnie o patrzeniu na większy obrazek - to jest o tym, że choć wad należy być świadomym i ochrzaniać kiedy ochrzan się należy, warto też pamiętać o wartościowych aspektach tytułów. Wszak your unproblematic fave jest mitem.

I na koniec bardzo fajna notka o "Zaginięciu Ethana Cartera" - ot, nie miałam pojęcia, że lokacje inspirowane były naszym własnym podwórkiem.

Oczywiście to nie wszystko - podczas tego pół roku wpadło mi w ręce o wiele więcej tekstów godnych polecenia, które po drodze niestety się zawieruszyły (nie muszę chyba nikomu opowiadać, jak wygląda nieczyszczony przez ponad sześć miesięcy Pocket). Widzę brak stałych bywalców owczych karnawałów i wiem, że w międzyczasie naprodukowali masę treści, które powinny się tu znaleźć, także moja culpa, na przyszłość postaram się o lepszą organizację (...pfff, akurat). Nic to, do rzeczy.

Przez ostatnie pół roku nie pojawił się ani jeden Karnawał. Trochę zawinił permanentny brak czasu. Ale głównym powodem zawieszenia serii było, cóż, zmęczenie materiału. Myślę, że można to tak nazwać. Po dwunastu miesiącach dotarłam do tej samej konkluzji, do której dociera w końcu każdy bloger bawiący się w comiesięczne linkowanie: jest to praktyka kompletnie rozmijająca się z celem. Zaczynamy ze szczytnym zamiarem poszerzania horyzontów - zarówno naszych jak i czytelników - i wynajdowania nowych stron i ludzi, kończymy na regularnym chwaleniu stosunkowo małej grupy osób. I nie żeby były to pochwały niezasłużone: teksty, które znalazły się w zestawieniach na przestrzeni tego roku jak najbardziej na promocję (no, "promocję", nie jestem w pozycji, z której faktycznie mogę kogokolwiek ze skutkiem promować) zasługiwały i wciąż zasługują. Tyle że... no, duh. Gdzieś tam w zakładce polecam wasze blogi. No raczej, że uważam je za godne uwagi. I oczywistym jest, że uważam, że tworzycie wartościowe treści, z którymi warto się zapoznać. Więc z czasem urządzanie Karnawału stało się obowiązkowym przeglądaniem tych nastu stron, wybraniem spośród wszystkich notek z danego miesiąca tej jednej, imho najfajniejszej, obsypaniem jej (zasłużonymi!) pochwałami... i tyle. I jakkolwiek miło mi było co miesiąc przypomnieć o swojej obecności na waszych blogach - bo odzywam się o wiele rzadziej, niż bym chciała - to było to dość... bezsensowne. Plus, doprowadziło do sytuacji, w której pod koniec miesiąca przeglądałam zupełnie randomowe strony, na które nigdy więcej nie zajrzałam, w poszukiwaniu czegoś dla odmiany. Znów, totalne rozmijanie się z celem, na wszystkich możliwych frontach. Stąd też decyzja o przerwaniu (względnie) regularnego cyklu. Nie rezygnuje z Karnawałów kompletnie, o nie - notki wciąż będą się pojawiały. Po prostu nieregularnie, jak już nazbiera się wystarczająco dużo zróżnicowanego materiału - czy to raz na miesiąc, czy raz na pół roku. Być może zmieni się trochę forma. Zobaczymy. W każdym razie nie chcę bawić się w obowiązkowe klepanie po plecach - przekuwanie rozrywki w obowiązek jeszcze nikomu na dobre nie wyszło.