Możecie kpić, nie obrażę się. Tak, okej, okazuje się, że Tumblr wcale nie jest wygodniejszym kawałkiem podłogi, może nieco czystszym, ale cóż z tego, skoro tam dla odmiany cuchnie tanim detergentem-- dobra, obiecuję, że to już definitywny koniec tej metafory, nie była zbyt dobra w pierwszej kolejności.
Także tak, wracam na stare śmieci, niczym syn marnotrawny. Nie zrozumcie mnie źle, wciąż uważam Bloggera za platformę cokolwiek irytującą, ale pod koniec dnia: nieco sprawniej funkcjonującą niż Tumblr.
No. Rozgośćcie się.