4/24/2011

Owczym okiem na film #9 Sceptyk

Wesołych Świąt! To tytułem wstępu.

Skoro już mamy wesołe święta, a co za tym idzie wolne od szkoły i pracy można nadrobić nieco zaległości. I nie mówię tu o myciu okien. Sama miałam nadrobić zaległości w szkole. Mogłam przeczytać Prusa na dwa tygodnie temu. Pouczyć się matmy. Nadrobić historię i ogarnąć się przed maturą próbną. Kto wie, możne nawet wpajać sobie tajniki wiedzy o cyklach metabolicznych. Mogłam też nie robić nic i w środowy poranek douczać się w autobusie. Stojąc przed takim wyborem, każda rozsądna osoba wzięłaby się za naukę. Dlatego Owca postanowiła oddać się słodkiemu lenistwu. Życie towarzyskie kwitło, w międzyczasie Owca szukała sobie dobrego horroru. I już traciła nadzieje, brnąc przez coraz bardziej fantastyczne opisy...

(...) w wyniku odbywających się w okolicy genetycznych eksperymentów na owcach trafi nieoczekiwanie w sam środek piekła na ziemi. Łagodne zazwyczaj zwierzęta przemienią się bowiem w łaknące ludzkiego mięsa bestie... (...)
(...) Pewnej nocy jedna z dziewczyn zostaje pogryziona przez gigantycznych rozmiarów kleszcza. Cudem udaje jej się przeżyć. Na pobliskiej plantacji marihuany kleszcze mutują się w gigantyczne potwory (...)
(...) niepokoi się o swoich rodziców, a szczególnie o ojca. Michael przypuszcza, że jego rodzice grillują w ogródku nie tylko hamburgery (...)
No, nie wspominam nawet o Zabójczej cipce czy filmie o lasce z giwerą zamiast ręki, jakkolwiek się to cudo nazywało... i cokolwiek robiło w dziale z horrorami. W każdym razie, po długich i żmudnych poszukiwaniach Owca znalazła Sceptyka. Najpierw spojrzała na okładkę i zadowolona brakiem zmutowanych czy zmechanizowanych części ciała spojrzała na opis. Tu też nie miała na co narzekać. Za Filmwebem:
Po zagadkowej śmierci swojej ciotki Bryan Becket (Tim Daly), odrzuca teorię adwokata, że dom jego ciotki jest nawiedzony, nie wierzy również w pogłoski krążące o tym miejscu. Bryan jest człowiekiem, który nie wierzy w duchy i inne paranormalne zjawiska. Po krótkim czasie od przeprowadzki zaczynają dziać się dziwne rzeczy, których nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Mężczyzna chyba będzie musiał zmienić zdanie na temat duchów. Dom kryje jakąś mroczną tajemnicę.
Zatem Owca kończy już ten przydługi i z lekka żenujący wstęp i przechodzi do rzeczy.

Podczas krótkiego riserczu w sieci naczytałam się mnóstwo opinii, sporo z nich zgadzało się co do jednego: nudy i strata czasu. Z drugiej strony przeciwny obóz mówił o dobrze trzymanym napięciu. A że Owca swoje już wie o ludziach krzyczących nudyyy! przy okazji każdego filmu, w którym flaki nie latają co najmniej co trzecią scenę - postanowiła po Sceptyka sięgnąć. I już po pierwszych dziesięciu minutach mogła stwierdzić, że dobrze zrobiła.

Pierwsze co przychodzi na myśl, to Inni z 2001 roku. Co prawda klimat nie dorównuje dziełu Amenábara, ale też nie jest daleko za nim. Już po tym porównaniu można pi razy drzwi wyklarować sobie jako taki obraz całości. Bardwell postawił na klimat i psychologiczne podejście widza, czyli to, co Owca w horrorach lubi najbardziej. Chociaż scen, które mogą naprawdę przestraszyć jest malutko - nie ma nawet zbyt wielu słynnych zrywów muzyki - to ciarki chodzą po plecach niemal od samego początku. Mamy genialny klimat, budowany nie tylko ujęciami zacienionego wnętrza domu, ale też świetnie dobraną ścieżką dźwiękową. Poza tym jeden z najpopularniejszych - i to cholernie skutecznych - motywów: czyli tytułowy sceptyk. Mało kto nie mógłby się z nim utożsamić, zresztą Bryan jest w zasadzie modelowym bohaterem powieści grozy a'la Masterton, Herbert, czy Smith. Do budowy tego charakteru wykorzystano chyba wszystkie, a na pewno większość cech sprawdzonych na setkach innych postaci: jest mężczyzną z pozoru silnym i poukładanym, jednak pod tą skorupą skrywa swoje lęki i słabości, które w końcu wydostają się na powierzchnię. Początkowo stara się znaleźć racjonalne wyjaśnienie dla wszystkich dziwnych zdarzeń, jednak stopniowo przekonuje się, że nie wszystko można zrzucić na karb zjawisk fizycznych czy zwykłego przemęczenia.

Jeśli jesteśmy przy postaciach, należy wspomnieć o doktorze Kovenie (Bruce Altman), który początkowo zdawał się być szalonym naukowcem, z tych, co to zawsze raczą bohatera szalonymi teoriami i finalnie mają rację. Tu Owca była mile zaskoczona, bo ostatecznie Koven okazał się głosem rozsądku, a co do racji...  cóż, to już trzeba sprawdzić na własną rękę.

Mamy również medium, Cassie (Zoe Saldana), bardzo chętnie raczącą Bryana kolejnymi banałami i o ile gdzie indziej postać mogłaby być irytująca, o tyle tutaj doskonale wpisała się w konwencję. Można by nawet powiedzieć, że jak na osobę zajmującą się tym, co nie wytłumaczone, całkiem nieźle radzi sobie z dotarciem do racjonalnego do bólu Becketa. Chociaż podobnie jak profesor Koven, początkowo zdawała się być, cóż, powiedzmy, że nie do końca rozsądna, to dość szybko Owca przekonała się zarówno do Cassie, jak i samej aktorki, która zwyczajnie wzbudzała sympatię.

W ogóle bohaterowie są świetnie wykreowani, a ich zachowania dobrze umotywowane, a przecież jeśli chodzi o horror, nie jest to wcale priorytet, niestety. Posyłanie postaci w paszczę lwa drogą na skróty jest dużo łatwiejsze i niestety popularne. Można by odwołać się choćby do omawianego jakiś czas temu Jekylla+Hyde'a, gdzie mimo wyraźnego nacisku na stronę psychologiczną, ostatecznie bohaterki pchają się gdzie nie trzeba kierując się, najwyraźniej, nieśmiertelną zasadą każdego slashera: jeśli jest miejsce, do którego nie powinieneś iść, wybierz się tam w trybie natychmiastowym. Tutaj kwestia powrotu do nawiedzonego domu została przemyślana i zgrabnie wytłumaczona.

No i w końcu sam motyw nawiedzonego domu, czyli małe zboczenie Owcy - w końcu na tym się wychowała. Na opowieściach o tajemniczych miejscach, nawiedzonych miejscach, mrocznych, groźnych, ale nie w oczywisty sposób. Nie na mięsistych ścianach tryskających posoką i szybujących jelitach. I wreszcie Owcy udało znaleźć się właśnie taki dom, a razem z nim - a co! - nawiedzoną szafę. Czego chcieć więcej? ;)
Dużym plusem jest zakończenie - niejednoznaczne, zaskakujące i skłaniające do zastanowienia się nad całą historią.

Film polecam, dawno nie widziałam tak dobrego horroru w tradycyjnej postaci i cieszę się, że wciąż takie powstają. Miło wiedzieć, że są jeszcze ludzie odróżniający budzenie grozy od budzenia wstrętu. I życzę sobie więcej takich ;) A Wam raz jeszcze życzę Wesołych Świąt!

Owcza ocena: 9/10
Scenariusz i reżyseria: Tennyson Bardwell | 2009