!SPOILERY!
Carol! ❤ I Morgan. Jeśli chodzi o tę dwójkę, zeszły sezon pozostawił nas w wybitnie kiepskim punkcie. Carol rozpoczynała kolejny, niby przemyślany i charakterologicznie spójny arc - z naciskiem na niby. Bo z jednej strony wszystko pięknie i logicznie, Carol przebyła długą drogę od ciepłej, miłej gospodyni (z pozoru) do zimnokrwistego badassa (z pozoru) do atrapy ciepłej, miłej gospodyni i z powrotem, potem zdarzył się ten mały character bleed - okej, to wszystko trzymało się kupy. Co się kupy nie trzymało, to że czuła kompletnie niczym nie wspartą potrzebę przeżywania swojego kryzysu tożsamości z dala od ASZ. Koniec końców choć zapowiadało się zacnie, to przez zwieńczenie pierwszego aktu tej historii takim oczywistym przesunięciem pionka po planszy - straciła na głębi i wiarygodności, przynajmniej w moich oczach. Bo nagle jakby wykruszyła się cała ta historia, którą próbowano nam opowiedzieć i pozostał tylko szkielet, nie widziałam już w tych scenach ładunku emocjonalnego, widziałam tylko drętwe odhaczanie kolejnych podpunktów z listy. Generalnie wszystkie zarzuty, które czyniłam pod adresem TWD w zeszłym sezonie wciąż są aktualne, historia jest konstruowana i realizowana według tak oczywistych schematów, twórcy uciekają się do tak wtórnych, tandetnych i perfidnych chwytów, że zamiast portretu malują nam zdjęcie rentgenowskie.
Chciałabym podzielać optymizm Carol. | źródło: klik |
I myślę, że ten krótki zbiór skarg i zażaleń w zupełności wystarczy jeśli chodzi o recap scen Carol i Morgana w tym odcinku - bo dzisiaj zostały tylko uwypuklone wszystkie problematyczne aspekty ich wątków, nic mniej, nic więcej. Mogę tylko dodać, że podoba mi się potencjalny ciąg dalszy, bo gdyby tak dać TWD kolejny kredyt zaufania: fajnie, że ten obecny story arc Carol zdaje się dążyć do takiej konkluzji, że bycie silnym nie oznacza bycia niezwyciężonym. Silny człowiek to nie jest człowiek, któremu nie zdarzają się chwile słabości czy załamania, czy taki, który z tymi problemami radzi sobie samodzielnie - to człowiek, który wie, kiedy poprosić czy przyjąć pomoc. Ale to wiecie, takie bezużyteczne gdybanie na ten moment. (To powiedziawszy jest to story arc, który, całkiem możliwe, Carol będzie dzielić w tym sezonie z Rickiem.) Chciałabym dodać coś pozytywnego o Morganie, ale szczerze powiedziawszy wyłączałam się pod koniec na jego kwestiach. Sorry not sorry.
Och, a ten dzieciak którego zaczął trenować? Pfff, zginie krwawą śmiercią. Jest zbyt czysty i szlachetny na ten świat. Also, tak czysty i szlachetny, że doskonale tekturowy, fuj.
Ezekiel wygląda, jakby miał zaraz wypuścić najgorętszy rapowy album dekady. | źródło: klik |
Ale. Żarty żartami, nie bez powodu Negan i Ezekiel pojawiają się jeden za drugim. Bo kiedy już przejdzie nagły atak śmiechu po pierwszej scenie Ezekiela człowiek uświadamia sobie jedną rzecz, to jest: przecież Ezekiel robi dokładnie to samo, co Negan. Po prostu jak sam twierdzi, przegiął w drugą stronę, z pełną świadomością tego co robi. Tyle, że ogromne zło jest dla nas o wiele bardziej wiarygodne i łatwiejsze do zaakceptowania, niż ogromne dobro. Ale żeby nie kończyć takim depresyjnym akcentem: chwali się Ezekielowi ta szopka. Bo dużo racji było w tym, co mówił, ludzie potrzebują przywódcy i nie każdy nim może zostać - i nie ma w tym ani odrobiny wstydu. I nie każdy może być wojownikiem. Można postawić na przetrwanie najsilniejszych, pytanie tylko, czy to jest cywilizacja, którą warto ratować.
Och, also: Shiva. Kiciuś ❤ I serio nie ogarniam ludzi narzekających na CGI. Miejsce dzikich zwierząt jest IMO w ich środowisku naturalnym, względnie w rezerwatach, nie na planach filmowych. Także bless you, TWD, pochwalam.
źródło: klik |