2/23/2013

Ekranizację poproszę (I)


Zdarzyło się wam, że podczas czytania książki układa wam się w głowie scenariusz do filmu? Że kończąc akapit czy rozdział macie przed oczami ciąg genialnych scen? Owcy się zdarza, choć przyzna, że nieczęsto. I zrobiła sobie taką małą listę tytułów, które chciałaby zobaczyć na wielkim (lub małym) ekranie.


#1# Złodziejka książek
Bo jeśli na owczym blogu pojawia się zbitek słów "geniusz" i "książka" Zusaka po prostu nie może zabraknąć.
Niełatwo przechodzi mi przez gardło słowo "arcydzieło" i rzadko kiedy literaturę piękną mogę z ręką na sercu nazwać "piękną". Ale w tym przypadku nic innego nie przychodzi mi do głowy. Jedna z tych powieści, które za n lat dzieciaki będą czytać w szkołach, tego Owca jest pewna (choć nie wiem, czy bardziej mnie to cieszy, czy smuci).
Z drugiej strony nie jestem pewna, na ile cały urok oryginału da się przenieść na ekran, pic w tym, że wiele zależy od stylu Zusaka, który już w pierwszej powieści (Moje tak zwane życie) wyróżniał się na tle pozostałych autorów młodzieżówek. Nic to, Owca trzyma kciuki i wierzy, że prędzej czy później, ktoś się zadania podejmie.
Powstał za to trailer powieści - cudny trailer, malutki przedsmak tego, czego można by się spodziewać po adaptacji. 

#2# Cień wiatru
Bo to cudowna powieść jest. Słodko-gorzka, intrygująca, wciągająca, z pięknymi wątkami miłosnymi, z cudownie skonstruowaną intrygą, świetnie wykreowanymi, żywymi postaciami, szczyptą grozy, a to wszystko z powojenną Barceloną w tle... Pomyślcie o pierwszym z brzegu elemencie niezbędnym, do nakręcenia dobrego filmu - Zafón to wszystko ma. Jeśli dobrze kojarzę zresztą, autor zawodowo zajmuje się też pisaniem scenariuszy. I czasem mam wrażenie, że umiejętności z filmowego podwórka przenosi na swoją prozę. Cień czytałam dobre trzy lata temu, ale wiele scen wciąż mam przed oczami.
Szczerze mówiąc jestem zaskoczona, że do tej pory żadnej filmowej adaptacji zafónowej twórczości nie było - bo te powieści proszą się o wersję kinową.

#3# Dom zagubionych dusz
Co prawda moje ostatnie spotkanie z Cottamem skończyło się na zgrzytaniu zębami i rzuceniu książki w kąt. Ale wciąż, Dom zagubionych dusz to jedna z najlepszych ghost stories jakie czytałam w ostatnich latach.
Wyobraźcie sobie tylko - pierwsza scena. Pogrzeb (Owca lubi, jak horror zaczyna się od pogrzebu :>):
(...) Bicie dzwonu kościelnego wydawało się dziwnie stłumione i nierówne, jakby dobiegało z bardzo daleka. Gdyby się naprawdę skoncentrował, pewnie dosłyszałby muzykę organową, niosącą się echem po kościele. Ale zagłuszały ją jakieś melodie, przywodzące mu na myśl fortepianowe solówki i kołysanki (...)
Czarno-biały kondukt jak ze starego filmu; miał wrażenie, że widzi mężczyzn w cylindrach i wykrochmalonych kołnierzykach - niosą czarną trumnę w ponurym marszu ku zapomnieniu, wśród tłumu żałobników w długich sukniach i pelerynach z czarnej gabardyny.
Potarł powieki, choć wiedział, że nie ma problemów ze wzrokiem. Jeszcze jeden rzut oka na kondukt - teraz znowu wszystko wyglądało normalnie. Zwłoki dotarły właśnie do kresu swej drogi, do grobu.
Pogoda także była dziwna. Porywisty wiatr podnosił z ziemi martwe liście - wirowały w powietrzu między grobami (...)
Mógł (...) powiedzieć o sobie, że właściwie nigdy naprawdę się nie bał.
Ale teraz był przerażony. Sparaliżowany strachem. Spojrzał przed siebie i w smugach tego dziwnego światła zobaczył konie w czarnej uprzęży, ciągnące przez cmentarz karawan ze szklaną trumną. Zamrugał i wizja zniknęła, ale ziemia nadal zdawała się pulsować pod stopami jak żywe stworzenie.
A teraz BAM!, poznajemy naszego głównego bohatera, prześladowanego - dosłownie i w przenośni - przez duchy przeszłości, pokonanego, zrujnowanego psychicznie. I podążamy za nim po mrocznym, deszczowym Londynie. Z czasem poznajemy jego historię. I fabuła zaczyna biec dwutorowo - aktualne wydarzenia, szara, ponura kolorystyka, przeplatają się z retrospekcjami w sepiowych barwach. A to wszystko doprawione zniekształconą muzyką Joy Devision i Fairport Convention.
Owca to lubi.

#4# Duchy ze Sleath
Niewiele z tej książki pamiętam, poza paroma pojedynczymi scenami i zarysem fabuły. Zaczyna się od pogrzebu małego chłopca. Nad grobem stoi zapłakana matka. Po ceremonii wraca do domu. I znajduje swojego zmarłego syna, stojącego jak gdyby nigdy nic w salonie. I tak się Owcy sprzedaje historię :3
Końcówka jest dość wybuchowa, o ile dobrze pamiętam, a w tak zwanym międzyczasie domy się walą, a ludzie są obdzierani ze skóry. Dzieje się. Chyba najlepiej zapadły mi w pamięć sceny niemalże finałowe - miasto pogrążone we mgle, bohaterzy przedzierający się przez ulice zapełnione duchami. Czy jakoś tak.
Sleath to kontynuacja Nawiedzonego, którego ekranizację zdążył już popełnić, z powodzeniem, Lewis Gilbert (Buffy pisała o nim o tutaj, polecam, zarówno film jak i recenzję). David Ash jest bohaterem niezwykle wdzięcznym, doskonale wpisującym się w konwencję ghost story. Nieoryginalny, ale też nie przekalkowany. Tak samo zresztą, jak sama historia. Bo Herbert nie należy do tych, którzy eksperymentują z formą - pisze klasyczne powieści grozy i robi to w znakomitym stylu. 

#5# Crickley Hall
Trochę oszukuję w tym punkcie, bo ekranizacja Crickley już powstała, zdążyłam na nią nawet ponarzekać. Właśnie dlatego chciałabym zobaczyć wersję kinową, nieograniczoną godziną emisji. Taką, która w pełni wykorzysta potencjał historii i zdoła nie ogołocić jej z całego uroku. I taką bez kompletnie bezsensownych zmian fabularnych. 

#6# Seria z Felixem Castorem
(...) na parę lat przed tym, jak w księdze czasu obróciła się karta zwiastująca nowe milenium, coś się wydarzyło. Zupełnie jakby kosmiczny odpowiednik wielkiego, wrednego dzieciaka przyszedł do nas i pogrzebał kijem w cmentarzach tego świata, żeby sprawdzić, co się stanie.
I stało się, co następuje: martwi wyroili się jak mrówki; martwi i kilka innych rzeczy.
Nikt nie dysponował prostym wyjaśnieniem, to znaczy, jeśli wykluczyć najróżniejsze odmiany stwierdzenia: "Żyjemy u kresu dni, oto przepowiednie, cuda i znaki". Do pewnego etapu argument ten sprawdzał się całkiem nieźle. Chrześcijanie i żydzi od początku stawiali na zmartwychwstanie ciała, i faktycznie, niektórych to właśnie spotkało. Lecz Biblia zachowuje sporą rezerwę co do łaków, mocno się asekuruje w kwestii demonów i dziwnie milczy na temat duchów. Toteż chrześcijanie i żydzi nie orientowali się o wiele lepiej niż pozostali.
(...) Zapowiadana apokalipsa nie nadeszła, lecz i tak powstały nowe testamenty i zrodziły się nowe religie. A ludzie tacy jak ja zyskali nowe, fascynujące perspektywy zawodowe. Nawet mapa Londynu uległa zmianie - i, przynajmniej jeśli chodzi o mnie, to właśnie okazało się najtrudniejsze do uwierzenia i zaakceptowania.
Zróbcie mi z tego film, serię filmów, serial, co bądź. Owca pisze się na wszystko.
Jak postępować z zombiakami każdy wie - celuj w głowę i nie spudłuj. Ale co, jeśli z zombiakami idzie się dogadać? Skoro nie było apokalipsy, a stan rzeczy nie ulega zmianie - ani na gorsze, ani na lepsze - trzeba sobie zacząć radzić. Zmienić prawo. Czy duchołap ma prawo wyegzorcyzmować ducha? Bo czym tak naprawdę, z prawnego punktu widzenia, jest duch czy zombie?
Świetne, dopracowane uniwersum, cała masa smaczków, badassowy, a przy tym strasznie pechowy main hero i zombie-haker. I tak się uszczęśliwia Owcę.

#7# W grobowcu
Ok, pełnometrażowego filmu z tego nie będzie. Nieco ponad dziesięć stron nie daje pola do popisu. Ale Owcy się marzy jakiś krótki metraż, parę minut. Bo wśród mitologii Cthulhu to krótkie opowiadanko jakoś ginie, a jest naprawdę warte uwagi. Cudownie przewrotne, horrorystycznie wspaniałe, nakierowane na to, co Tygryski lubią najbardziej. Kit z Wielkim Przedwiecznym, nie ma nic straszniejszego od ludzkiej natury.