2/15/2016

The Walking Dead 6x09 || No Way Out

Parę tygodni temu narzekałam na finał 6a - na złe rozłożenie akcentów, nadmiar fillerów i brak treści (czy też marnowanie tej treści przez kiepskie rozpisanie tej partii historii). Narzekałam na kiepską integrację starych i nowych bohaterów, na nadużywanie zajeżdżonych chwytów kompletnie wyrywających z immersji i wywołujących jeno poirytowanie, na zmęczenie materiału, na ogólny brak pomysłu na tę pierwszą połowę sezonu. I absolutnie się z tych zarzutów nie wycofuję. Jasne, sporo fajnego się działo w tym ostatnim odcinku - konfrontacja Carla i syna Jessie, Dyanna ostatecznie dowodząca swojej badasserii. Plus, stanowił taki fajny hołd dla klasyków kina zombie. To powiedziawszy: tym razem te parę udanych elementów nie zdołało wynagrodzić wszystkich wcześniejszych potknięć i niedostatków. Wciąż uważam, że było to wyjątkowo chybione zakończenie półfinału, pozostawienie widza w samym środku sekwencji było najbardziej nieudolnym cliffhangerem, z jakim się ostatnio spotkałam. Po obejrzeniu ostatniej sceny nie miałam wrażenia, że zamknął się pewien rozdział tej historii. Nie miałam nawet wrażenia, że domknięta została scena. Miałam za to wrażenie, że twórcy odetchnęli z ulgą, bo w końcu mogli zostawić za sobą tę nijakość i przejść do prawdziwej akcji sezonu. I... cóż, może i nie jest to kręcenie seriali na 5+, ale przyznam, że ja odetchnęłam razem z nimi. I całe szczęście, że tak właśnie się stało.
(A niekoherentność dzisiejszego recapu zwalam na brak snu.)

!SPOILERY!

- Who's Negan? | - Ding-dong, Hells Bells!
Good one! Bo Jeff Dean Morgan aka Papa Winchester, i Hells Bells, i AC/DC, i to naprawdę była okazja nie do przepuszczenia :D Also, wiem, że Neganowy Minionek #1 był złym człowiekiem i cieszymy się, że odszedł w niebyt, ale kurczę, naprawdę podobała mi się jego wesoła kąśliwość. Żegnaj Kąśliwy Minionku, zostaniesz zapamiętany.
Also, Daryl i rpg - I ship it so much ❤️‍ Tak, jestem doskonale świadoma tego, że badasseria Daryla już dawno przekroczyła poziom krytyczny, ale wiecie co? Nie obchodzi mnie to, więcej fanserwisu poproszę!

Zagubieni Chłopcy robią bum! | źródło: klik
Gabriel - widzicie, jak nam się chłopina wyrobił? Obiecał, że zajmie się Judith i dotrzymał słowa, nie zawahał się nawet na moment przed wmaszerowaniem w tłum zombie. No i w końcu chwycił za maczetę i poszedł wspierać w walce pozostałych. Ale co najważniejsze, nie stracił przy tym wiary (albo przynajmniej nie chciał odbierać wiary pozostałym, bo można tę scenę interpretować dwojako - przekonamy się w przyszłości), po prostu ją nieco... zweryfikował. Zamiast czekać bezczynnie na znak z niebios, potraktował modlitwę i wiarę jako swoiste naładowanie akumulatorka, przestał traktować wiarę samą w sobie jako cel, a zaczął ją wykorzystywać jako środek do osiągnięcia tego celu. I zaczął z niej czerpać siłę do zmierzenia się z przeciwnościami losu. Co swoją drogą tworzy fajny kontrast między nim, a Morganem, który swoją ideologię wykorzystuje jako pretekst do pozostania biernym i czekania na cud.

Wracając do bieżącej sceny, nim posypie się grad hejtu na Sama: wiecie co, ja go absolutnie rozumiem. Bo na jego miejscu też nie odstąpiłabym swojej rodziny na krok, nawet gdybym była przekonana, że pójście z nimi to pewna śmierć. Jasne, skutki tej decyzji okazały się opłakane. Ale patrząc na dziecko, które szuka schronienia w ramionach matki i jednocześnie stara się ją ochronić - no nie mam serca, żeby na to narzekać.

Kolejna scena. Podoba mi się:
a) jak Tara nie bacząc na zagrożenie chce ruszyć na pomoc Dennise;
b) jak ładnie dopełniają się z Rositą, która jest tak samo pełna dobrych chęci ale zachowuje przy tym trzeźwy umysł, nie daje się porwać emocjom i stara się przemówić innym do rozsądku;
c) jak Rosita nie kwestionuje prośby Carol o jej broń (jedyną broń, którą dysponują!), po prostu ufa jej i spełnia prośbę. 
A skoro już dostajemy taką fajną dynamikę między tymi bohaterkami to hej, mam taką szaloną myśl: mogliby nam jeszcze pokazać, jak się ta dynamika uformowała. (Wariactwo, czyż nie?)

Wciąż nie lubię Enid, czy naprawdę musimy tracić cenny ekranowy czas na te czcze dyskusje? (Ale wspomnienie o Andreii, Hershelu, Dale'u i Ty'u takie fajnie i smutne.)

Fascynujące, jak Sam w momencie załamania dostrzega akurat zombie chłopca podobnego do siebie. Ech, TWD, ludzie nie muszą koniecznie zobaczyć swojego zombie odpowiednika, by dotarła do nich ta smutna prawda, że a) zombie też ludzie, b) może ich spotkać ten sam los i c) jest to los niewypowiedzianie okrutny. Przestań grać na tym motywie, to głupie, bez sensu i traktuje widza jak kretyna. A skoro jesteśmy przy rzeczach bez sensu: widziałam tyle rantów o tym, jak to zabili kolejną "silną bohaterkę" i w ostatnich chwilach życia sportretowali ją jako "słabą" i what? Czy ja oglądałam jakiś inny serial? Bo nie ma absolutnie żadnych znamion słabości w tym, jak Jessie zareagowała na widok cierpienia swojego dziecka. Jak inaczej miała zareagować, by szanowni rantujący byli zadowoleni? Miała odpalić SSJ3 mode, czy co? Zareagowała jak każda matka, była zdewastowana. As a matter of fact: zareagowała dokładnie tak samo, jak Rick. Rick po prostu dostrzegł szansę na uratowanie Carla i to go podtrzymało w pionie. 

Och, no i tak: Sam i Jessie zjedzeni. Kto by się spodziewał.
[Pewnie nie pożyje zbyt długo (coś zbyt mocno się skupili na ujęciu, w którym łapią się z Carlem za ręce, foreshadowing zwyczajowo taki subtelny :P)]
Also:
Hej, starsza latorośl Jessie łypie na Carla spode łba i łapie za scyzoryk. Foreshadowing taki subtelny. … … … Ale serio, jeśli Jakmutam odegra komiksowy story arc męża Diany, Jakmutambyło, oj, będę zła.
JESTEM ZŁA.


...dobra, nie jestem zła, jestem pod wrażeniem, bo to była doskonała scena, z doskonale zbudowanym napięciem, na które absolutnie żadnego wpływu nie miał fakt, że wiedziałam dokładnie co się stanie. No i jestem jak zwykle zaskoczona tym, jak bardzo TWD jest w stanie mnie zaskoczyć plot twistami, które dostrzegam z daleka. Co prawda nie miałam pewności, co do tego, który arc zostanie tutaj odtworzony między Carlem a Jakmutam. I przez jakiś czas obstawiałam nawet, że Carl na własną rękę wymierzy sprawiedliwość i chłopaka zamorduje (jak w komiksowym kanonie rozprawił się z Benem i Billym vel Lizzie i Miką), popchnęłoby to Carla w tym samym mrocznym kierunku, co utrata oka. A samej utraty oka się nie spodziewałam, sądziłam, że podzieli los uciętej dłoni Ricka, to jest: zostanie mu oszczędzone, bo CGI byłoby zbyt męczące dla ekipy. But come to think of it - TWD i tak spędza nad stroną techniczną masę czasu, argument za zachowaniem dłoni, bo nikomu się nie chce w CGI jest cokolwiek wątpliwy. Fałszywy trop? Znaczy, że dłoń Ricka wciąż jest zagrożona? Nic to, Carl: o rany, jak mnie ta scena sieknęła D: Jak ja tego dzieciaka polubiłam, jak bardzo łamie serce.  

Swoją drogą, jaka fajna klamra narracyjna dla Ricka i Jessie xD Pamiętacie pierwsze słowa, jakie Jessie pod adresem Ricka? Do you need a cut? Yup, cięcie okazało się konieczne ^_^

A Michonne w tym odcinku jest tak bardzo genialna, i tak bardzo łamie to wszystko i tak już złamane serce, kiedy pomyślimy o jej przyjaźni z Carlem, o tym, jak wiele dla siebie znaczą. Pięknie.

Wątek Wilka i jego moralnych rewolucji pozwolę sobie pominąć, cytując klasyka: cool motive, still murder. Ech, zakładam, że miało to potwierdzić w jakimś tam stopniu filozofię Morgana: każdy może się zmienić, każdy może podjąć słuszną decyzję. Wilk pomaga Dennise. Tyle, że pomaga jej pierwotnie dla własnego zysku, i w sytuacji, w którą sam ją wpakował. Także... może gdyby dłużej pożył coś by się z tego wykluło. W obecnej sytuacji: cały wątek ląduje w kategorii "so done with Morgan's shit".

Glaggie: wiedziałam, że przeżyje, wiedziałam. Ale ei tak ciśnienie mi skoczyło, kiedy jedno z nich znajdowało się w zagrożeniu. Ale za to kawaleria nadciągająca w ostatniej chwili by uratować dzień i zrobić bum! - bezcenna. Ja wiem, że to zajeżdżona klisza. Ale ja tę kliszę tak uwielbiam :D

źródło: klik
Daryl i rpg ❤️‍ Nie jestem co prawda przekonana, co do metody, bo czy płonący kanał nie przyciągnąłby do siebie jeszcze więcej zombie, niż te obecne? Ale że jestem z tego odcinka bardzo zadowolona - przymknę na to oko. Nie żeby logika i integralność świata były kiedykolwiek asem w rękawie TWD.

A ta sekwencja, w której wszyscy walczą z zombie, zakończona Rickiem odchodzącym w ciemność? Cudo!

źródło: klik
Fantastyczny start, oby ten poziom się utrzymał.